Zlote mysli


The only time to eat diet food is while you're waiting for the steak to cook.

Julia Child

Sunday, December 27, 2009

Mini kurczaki

W Stanach nazywa sie takie mini kurczaki cornish hens. Nie moglam znalezc polskiej nazwy tych malych ptaszkow, jakos nie bardzo dowierzalam Wspanialemu, ze to nic wiecej tylko kurczak, ktoremu nie bylo dane dorosnac do wiekszych rozmiarow, az wreszcie zerknelam do Wiki i przekonalam sie, ze Wspanialy ma racje. Sa to kurczaki, ktorym nie pozwolono dorosnac.
Zanabylam wiec takie mniniaturki na Boze Narodzenie, bo juz nie mialam pomyslu co by tu wykombinowac na bozonarodzeniowy obiad i postanowilam zrobic a nazwalam je:

Butterfly cornish hens w pomaranczowej glazurze
Potrzebujemy do tego mini kurczaki w ilosci jeden na dwie osoby (polowka na glowe jest w sam raz)
sol, pieprz, musztarde dijon, mrozony koncentrat soku pomaranczowego i to wszystko.



Ptaszydla umyc i kladac na desce piersiami w dol wyciac kregoslup. W ten sposob mozna ptaka rozlozyc na plasko i lekko uderzajac w piersi rozplaszczyc. Posolic i popieprzyc wewnetrzna strone i ulozyc w zaroodpornym naczyniu wysmarowanym maslem.

Znow posolic i popieprzyc i wstawic do nagrzanego do 210C piekarnika.
Lyzke stolowa musztardy wymieszac z dwoma lyzkami koncentratu pomaranczowego i po 30 min pieczenia posmarowac ptaki ta mieszanina. Piec przez nastepne 30 min. Wyjac i znow posmarowac reszta mieszanki koncentratu z musztarda, po uplywie 15 minut przeciac nozycami do drobiu na pol wzdluz kosci mostka.

Takie mlodziutkie kurczaki maja cienka skore i glazura doskonale przez nia penetruje mieso nadajac mu ciekawy bardzo delikatny smak.
Podalam udekorowane plastrem pomaranczy z dodatkiem salatki z aruguli, serem feta i jezynami i czastkami pomaranczy.

Saturday, December 26, 2009

Zapasy do wykorzystania

Jestem chomikiem i chomikuje bez opamietania, kupuje bo uwazam, ze cos powinnam miec, a potem lezy/stoi to miesiacami na polce i niestety, musze sie przyznac, ze czesto nigdy nie zostaje wykorzystane.
Przy ostatnim remanencie odkrylam 2 puszki maku z bakaliami firmy Bakaland, termin waznosci wisi na wlosku, wiec cos nalezalo z tym zrobic. Wspanialy przekonuje, ze puszki sa w sumie dobre nawet rok po uplywie terminu waznosci, chyba, ze "spuchna" to wtedy nawet nie ma ich po co otwierac. Moze to i racja, bo pamietam, kilka puszek w moim zyciu, ktore mocno przeterminowane, jednak nie byly spuchniete.
Ale postanowilam sie poprawic i nie kupowac jak sroka, bo sie swieci, oraz jesli juz kupilam, to wykorzystac.
Takim to sposobem padlo na mak w puszce. O klasycznym makowcu w formie strucli nawet nie marze, bo ciasto drozdzowe to moja pieta Achillesowa a i roboty przy tym od groma i ciut, ciut, a wiadomo narobic to ja sie raczej nie lubie.
Makowiec na kruchym spodzie odpada, bo nie przepadam za kruchymi spodami i zrobic tez go trzeba.
Tak wiec zostalam z puszka na sumieniu i juz myslalam, ze nic nie wymysle, az wpadlam na pomysl zeby poszperac w zasobach WZ, tam zawsze jakas madra glowa cos wymysli.
Mialam racje, Ave, ktora zreszta poznalam bedac w Polsce ma tam doskonaly przepis na tort makowo-bakaliowy.
Ewusku, niech Ci pan Bog w dzieciach wynagrodzi za uratowanie mojej puszki maku przed niechybna smiercia przez wyrzucenie;)
Tort makowy z kremem migdalowym

1puszka maku Bakaland (850g) mozna dodac wiecej bakali jesli ktos lubi, ja zostawilam jak jest, bo obawialam sie ze wieksza ilosc bakali moze byc za ciezka.
1/3 cup cukru (mozna wiecej, jak ktos lubi bardzo slodkie)
150g masla
50g bulki tartej
6 jajek
kasza manna do wysypania formy

Maslo o temp. pokojowej utrzec z cukrem na puszysta mase, dodac po jednym zoltka odzielone od bialek.
Potem powoli dodawac mase makowa i bulke tarta. Bialka ubic na sztywna piane z dodatkiem szczypty soli i delikatnie polaczyc z masa.
Dno tortownicy wylozyc papierem do pieczenia, boki posmarowac tluszczem i wysypac kasza manna.
Piec w temp. 180C ok. 60min w zaleznosci od piekarnika, najlepiej z funkcja teromobiegu.
Ciasto wyrasta, ale potem opada, w sumie nie jest wysokie, ale daje sie ostroznie przekroic. Nawet jak peknie, bo peka latwo to da sie uratowac;)
Tak naprawde to nie mam wiekszego uzasadnienia dlaczego postanowilam zrobic krem migdalowy do tego ciasta, chyba poza tym, ze mialam migdaly w platkach i chcialam je zuzyc;)
Z drugiej strony doszlam do wniosku, ze zmielone na drobny "srut" platki migdalowe beda sie doskonale komponowac ze srutem maku i nie beda razily, tym sposobem powstal krem.

Krem migdalowy

4 jajka
1 lyzka stolowa cukru
150g bialej czekolady
3 lyzki stolowe slodkiej smietany
1cup zmielonych migdalow
3/4 cup mleka w proszku
380g masla
3 lyzki stolowe cukru pudru

Cale jajka ubic na parze z dodatkiem lyzki cukru, dodac rozpuszczona w na parze czekolade z dodatkiem slodkiej smietany dobrze wymieszac. Dodac zmielone w mlynku do kawy migdaly, mleko w proszku, zmiksowac i odstawic do calkowitego ostudzenia.
Maslo utrzec z cukrem pudrem na puszysta mase i ciagle ucierajac dodac powoli miks jajeczno-migdalowy.
Polowa masy przelozyc biszkopt i druga polowa oblozyc caly tort, posypac podpieczonymi na suchej patelni platkami migdalowymi.


Tort jest naprawde pyszny!!!
Ewus (Ave) dziekuje serdecznie za zamieszczenie tego przepisu na WZ:))

Friday, December 25, 2009

Paella z owocow morza.

W zwiazku z czesciowym zerwaniem z tradycja wigilijna, postanowilam w miejsce tych wszystkich dan zrobic paelle, a tylko zachowac barszczyk z pasztecikami (ostatnia notka) i dwa rodzaje sledzi, oraz koktajl z krewetek. Pomimo zerwania, chce zachowac bezmiesny jadlospis wigilijny, wbrew temu co tam sobie kk pozmienial, nie beda mnie oni mieszac w moich wlasnych tradycjach:)
Stac mnie na wlasne obalanie starych i tworzenie nowych tradycji:)
Wobec tego paella byla tylko z owocow morza, a nie klasyczna z kielbasa chorizo i kurczakiem. Przepis na klasyczna posiadam i kiedys podam w ramach latania dziur czasowych w momentach kiedy nie gotuje, bo nie musze.

Wigilijna paella
krewetki
przegrzebki
malze
mule
moga tez byc ogony rakow, ale tym razem nie dalam.
ryz
sok z malzy
oliwa
sol
pieprz
sos sofrito*
papryka czerwona
oliwki zielone
groszek zielony
szafran

Ilosci nie podaje, bo to sobie kazdy musi ustalic sam w zaleznosci od ilosci osob.
Zaczynamy od podgrzania oleju na duzej ale nie za glebokiej patelni, wrzucamy kolejno krewetki, przegrzebki, dodajemy szafran i sos sofrito* sol, pieprz potem malze i mule. Dodajemy sok z malzy i przykrywamy pokrywa, co kilka minut sprawdzajac czy sie wszystkie muszle otworzyly.


Potem dodajemy podgotowany ryz, posiekane oliwki, papryke pokrojona w kostke lub paski, groszek zielony. Calosc mieszamy i wstawiamy do piekarnika, az ryz bedzie miekki i sos odparuje.

I to cala filozofia paelli, danie gotowe do spozycia. Jesli ktos lubi to moze podawac posypana zielona pietruszka, ja nie lubie, wiec tego nie robie, zamiast pietruszki wole cilantro, ale bylo nieobecne w domu, wiec sie obeszlo bez. Koniecznie natomiast nalezy podac z kawalkiem cytryny i niech sobie sami goscie skrapiaja wedlug wlasnego uznania.

* przepis na sos sofrito podam w nastepnej notce:)

Wigilia w pigulce

czyli zupelnie bezbolesna:)
W tym roku postanowilam, ze na swieta nie bede wmuszac w rodzine (wielka rodzina, 3 osoby) tradycyjnych dan polskich. Wspanialy je przez grzecznosc i obawiam sie, ze juz na 2 tygodnie przed swietami stresuje sie wygrzebywaniem osci z filetow sledziowych. No on tak ma, ze sie boi osci jak diabel swieconej wody, wiec kladzie kawalek sledzia na talerzu i grzebie w nim, nie zwracajac uwagi na moje zapewnienia, ze osci tam niet.
Mozecie sobie wyobrazic co sie dzialo, jak w czasie pobytu w Polsce, bratowa kiedys na obiad podala cale pstragi pieczone!!! Glupio mu bylo grzebac, to podziubal i zostawil wymawiajac sie, ze nie jest glodny.
OK juz wracam do tematu.
Wiec powycinalam wszystko co sie dalo wyciac z wigilijnego menu ale na wyrazne zyczenie i prosbe Potomka pozostawilam barszczyk czerwony, ktory co prawda Potomek preferuje z uszkami, ale zezre tez z pasztecikiem.
Wiadomo uszek to ja nie lepie, przeciez gotuje tylko jak musze.
Prosbe o barszczyk Potomek tez wniosl z lekka za pozno, bo bylo to juz po moich zakupach na Greenpoincie, wiec cala prosba byla pod znakiem zapytania. Duzym znakiem.
Ale okazalo sie, ze w zamrazarce mam jeszcze jeden pojemnik barszczu z ubieglej wigili.
Ha!! Niebo nade mna czuwa, bo juz mialam stres pod tytulem gotowanie barszczyku.
Tego tez nie robie.
Kupuje gotowy barszczyk w sprawdzonym polskim sklepie gdzie tenze jest wytwarzany metoda "domowa" cokolwiek mialoby to nie oznaczac, potem go sobie dosmaczam pod moj wlasny gust i jest OK.
Wiec barszczyk byl, uszek nie znaleziono, zreszta ubiegloroczne uszka moglyby sie do niczego nie nadawac, to postawilam na paszteciki.
Pewnie teraz ktos mysli, ze przy pasztecikach tez duzo roboty, to sie zaraz przekona, ze nie.
Paszteciki zrobilam z samymi grzybami, bo gotowanie kapusty, to dodatkowa robota i zapach niezbyt swiateczny. Paszteciki byly w zakupionych specjalnie na te okazje foremkach z ciasta francuskiego.
Caly projekt pasztecikowy zaczynamy od stworzenia farszu.
W tym celu bierzemy swieze grzyby, ja mialam porcini i garsc grzybow suszonych, te drugie zalewamy goraca woda i odstawiamy do nasiakniecia.
W miedzyczasie swieze grzybki koroimy jak popadnie i podsmazamy na patelni, na masle, studzimy.
Teraz wrzucamy do food processora cebule, podsmazone i wystudzone grzyby oraz odcisniete suszone grzyby. Naciskamy guzik i rozdrabniamy na calkiem drobno.
Cala mieszanine jeszcze raz podgrzewamy dla polaczenia smakow i przy tym solimy i pieprzymy.
Teraz wyjmujemy zakupione foremki z ciasta francuskiego i ukladamy na blaszcze do pieczenia, przy pieczeniu stosujemy sie dokladnie do sugestii producenta wyczytanych na opakowaniu.
Pod koniec pieczenia podnosimy pokrywki foremek, napelniamy farszem, przykrywamy i pizgamy calosc do piekarnika na kolejne kilka minut.
O i mamy takie paszteciki:)

Malina;)))

Sunday, December 20, 2009

Cos ze mna nie tak;)


Chyba sie starzeje:)) to znaczy, wiadomo, ze sie starzeje, bo chyba nikt kto zyje nie mlodnieje, ale cos mi sie zdawa, ze zaczynam wchodzic w niebezpieczny okres:)
Skad taka konkluzja? Coz zaobserwowalam cos niepokojacego.
Mianowicie w srode jedna z moich klientek przyniosla mi ciastka wlasnego wypieku. Ja ciastek nie lubie, ale jak przystalo na porzadna osobe przyjelam je z radoscia i wdziecznoscia. Po czym jak tylko klientka sobie poszla, to ja postawilam pudlo ciastek na stoliku i pomyslalam "niech sie czestuje kto chce".
Kilka godzin pozniej przypomnialam sobie, ze nic nie jadlam, a bylo juz za pozno na lunch, jeszcze dwie godziny i pojade do domu. Hmmmm co tu zrobic?
Nic, zaczelam wyzerac po jednym ciastka. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale najbardziej zasmakowaly mi takie z orzechami pecans.
Nastepnego dnia zadzwonilam do Karen:
-- Wiesz, ja bym chciala przepis na te ciastka z orzechami, ale tylko pod warunkiem, ze to nie jest skomplikowane.
-- Hahaha gdyby TO bylo skomplikowane to JA tez bym ich nie piekla. Stardust cala praca przy ciastkach trwa 10 min. tyle ile potrzeba do nagrzania piekarnika.
-- Dawaj.
I w ten oto sposob dostalam przepis, a dzis z nudow postanowilam upiec pierwsze w moim zyciu ciastka.
Tak, tak wcale nie przesadzam, nigdy w zyciu nie pieklam ciastek.

Koronkowe ciasteczka z orzechami
ok 70g masla (pisze ok, bo moj przepis opiewa na 1/2 stick of butter, a nie kazde maslo jest pakowane tak jak tutaj, wiec zwazylam dokladnie bylo 68g)
1/3 cup cukru
2 lyzki stolowe syropu z agawy (w oryginale jest syrop kukurydziany, ale ja sie gniewam na kukurydze)
1/3 cup maki
1 cup posiekanych drobno orzechow (niekoniecznie pecans, moga pewnie byc kazde inne)
1 lyzeczka esencji waniliowej

Wlaczyc piekarnik na 180C
Maslo, cukier i syrop podgrzac na malym ogniu do rozpuszczenia, zagotowac i zdjac z ognia. Dodac make i orzechy dobrze szybko wymieszac i wykladac lyzeczka male kleksy ciasta na wylozona pergaminem blache zachowujac odleglosc ok 5cm miedzy kleksami. Piec w temp. 180C przez 10-12 min w zaleznosci od piekarnika. Wystudzic i ... to wszystko:)))

Ciastka sa pyszne, kruche i nie za slodkie.
Lece wchlonac nastepne:)))

Znow musialam

Zupelnie nie bylo co robic wczoraj, wiec z nudow zrobilam kotlety schabowe, zapiekane.
Juz kiedys pisalam o takich, wtedy robionych na predce z absolutnej koniecznosci, zeby cos wrzucic na ruszt. Tym razem sie troche bardziej przylozylam, ze tak powiem gotowalam z sercem i "dopiescilam" kazdy kotlet podlewajac winem i posypujac dodatkowo suszonymi zurawinami.

Schabowe pieczone z jablkiem
kotlety schabowe
jablka
suszona zurawina
cebula
troche czerwonego wina
sol, pieprz do smaku
sok z cytryny

Nie podaje ilosci, bo to wszystko zalezy od ilosci kotletow a cala reszta jest "na oko".
Kotlety posolic, popieprzyc, skropic sokiem z cytryny, wrzucic na rozgrzana patelnie z odrobina oliwki. Szybko zrumienic na obie strony i przelozyc do naczynia zaroodpornego. Na patelnie wrzucic posiekana cebule, zrumienic, dodac pokrojone w osemki jablka i garsc zurawiny podlac winem. Przykryc pokrywka i poddusic ok 2-3 min.
Zawartosc patelni rozlozyc na kotletach, naczynie przykryc pokrywka lub folia aluminiowa i wstawic do nagrzanego piekarnika. Piec w temp. ok. 200C przez 45-50 min. w zaleznosci od piekarnika.
Voila!!! gotowe.

Friday, December 4, 2009

Jesienny deser

Jesienia w wiekszosci kuchni kroluja jablka, za ktorymi ja akurat nie przepadam. Szarlotki nie lubilam od dziecka, nawet nie potrafie powiedziec czemu. Teraz tez jak zjem kawalek szarlotki raz na rok, to mi zupelnie wystarcza.
Natomiast bardzo lubie gruszki, zjadam je same, dodaje do salatek i czesto tez wykorzystuje do deserow.
Nie bylo wiec wielka niespodzianka, ze tym razem na dziekczynny deser znow wybralam gruszke.

Stardustowa gruszka

gruszki - ilosc zalezna od ilosci osob, ja licze pol gruszki na osobe.
Port, lub inne slodkie ciezkie wino
laska cynamonu
3 lyzki cukru brazowego
4 gozdziki
platki migdalowe i pestki granatu do dekoracji.

Gruszki obrac, przekroic na pol i wydrazyc srodek. Do plaskiego duzego rondla lub patelni wlac wino, wrzucic kolejne 3 skladniki i zagotowac. Zmniejszyc ogien i ulozyc plasko gruszki.
Gotowac na malym ogniu ok. 30 min przewracajac je delikatnie na obie strony co 5 min tak aby nabraly rownomiernego koloru i byly lekko miekkie ale na tyle sztywne, zeby daly sie latwo przeniesc na talerz.
Po wyjeciu gruszek usunac tez gozdziki i cynamon a wino gotowac, az powstanie gesty syrop.
Podawac na talerzach deserowych przekrojem w dol i kazda gruszke polac gestym syropem i posypac platkami migdalow oraz pestkami granata. Oczywiscie zamiast granata moga byc rodzynki lub suszone zurawiny.

Thursday, December 3, 2009

Zapiekanka warzywna z serem

Kolejnym hitem ostatniego Thanksgiving byla zapiekanka z warzyw.
Jest to bardzo prosta, ale atrakcyjnie wygladajaca kombinacja polaczenia ziemniaka, pomidora i cukinii.

Zapiekanka warzywna z serem

2 duze lub 3 srednie cebule pokrojone w plastry

3 zabki czosnku
1/2 kg mlodych nieobranych ziemniakow
1/2 kg zielonej cukinii
75 dkg pomidorow
tymianek jesli mozna swiezy lub suszony
10dkg tartego sera Gruyere lub Cheddar lub innego zoltego sera jaki lubimy.

Blaszke lub naczynie zaroodporne wielkosci ok 23x33cm wysmarowac oliwka.

Na patelni z olejem podsmazyc na zloty kolor cebule i zmiazdzony czosnek.
W miedzyczasie przygotowac reszte: ziemniaki, pomidory i cukinie umyc i pokroic w plastry, pamietajac aby plastry ziemniakow byly ciensze niz cukinii i pomidorow, wtedy sie rownomiernie beda zapiekac.
Podsmazona cebule wylozyc na dno przygotowanego naczynia a nastepnie ukladac w rzedach naprzemian plaster ziemniaka, pomidora i cukini, znow ziemniak, pomidor i cukinia tak aby plasterki na siebie zachodzily.
Kupujac warzywa nalezy pamietac aby pomidory, ziemniaki i cukinia byly mniej wiecej tej samej srednicy.
Ja ukladam wazywa dosc ciasno jedna warstwe.



Posolic, popieprzyc, dodac tymianek, skropic oliwka przykryc folia aluminiowa i zapiekac w uprzednio nagrzanym piekarniku w temp. 200C ok 35-40 min.
Odkryc posypac startym serem i zapiekac nastepne 30 min bez przykrycia.
Podawac gorace.



Przepis w/g Iny Garten "Barefoot Contessa"

Slodkie ziemniaki

Chyba nikt nie wyobraza sobie dziekczynnej uczty bez slodkich ziemniakow. Problem w tym, ze ja do slodkich ziemniakow nigdy nie mialam przekonania. Jedynie placki ziemniaczane robione z mieszanki slodkich i normalnych ziemniakow (pol na pol) mi smakuja, ale kto by smazyl placki ziemniaczane w Thanksgiving? To swieto jest wystarczajaco skomplikowane, ze trzeba wszystkie dania podac za jednym razem i wszystkie na cieplo, wiec placki odpadaja.
Probowalam kilka razy robic rozne wersje zapiekanek, ale nigdy nie bylam nimi zachwycona.
W ubieglym roku zrezygnowalam zupelnie z obecnosci slodkich ziemniakow na dziekczynnym stole. Ale tym razem postanowilam sprobowac jeszcze raz. I ten przepis okazal sie hitem wieczerzy!

Zapiekanka ze slodkich ziemniakow z bananami
5 slodkich ziemniakow sredniej wielkosci
4 banany w skorce
120g masla o temperaturze pokojowej
1/4 cup miodu
szczypta soli
Na kruszonke
120g masla
1/2 cup maki
3/4 cup brazowego cukru
1.5 cup siekanych orzechow peacans (nerkowce)

Nagrzac piekarnik do temp. 180C. Ziemniaki dobrze wymyc i podpiec na blaszce w piekarniku, kiedy ziemniaki beda prawie miekkie dodac do nich na te sama blache banany w skorkach.
Piec az skorka bananow bedzie ciemnobrazowa.
Wyjac, ale nie wylaczac piekarnika. Ostudzic ziemniaki i banany na tyle, aby dalo sie je wyskrobac ze skory i ciepla pulpe ziemniaczana i bananowa wrzucic do miski.
Dodac maslo i miod oraz szczypte soli i wszystko wymieszac ubijajac na pulchna mase.
Przelozyc do zaroodpornego naczynia, wyrownac powierzchnie.
Teraz z maki, brazowego cukru, masla i nerkowcow przygotowac kruszonke i wysypac ja rownomiernie na mase ziemniaczano-bananowa.
Piec w temp. 180C ok. 20 min az kruszonka bedzie lekko brazowa i twarda.


Podawac na goraco, jako dodatek do dania glownego. Zapiekanka jest slodka i rowniez swietnie nadaje sie na deser.

Przepis z kolekcji Tyler'a Florence

Wednesday, December 2, 2009

Stuffing czy dressing?

Odwieczny amerykanski dylemat zwiazany ze swietem Thanksgiving to nazwa nadzienia do indyka. Teoretycznie "stuffing" to cos co powinno sie wpakowac do ptaszydla, ale poniewaz nadziane ptaszydlo piecze sie duzo dluzej i zachodzi ryzyko niedopieczenia i wzrostu bakterii to najczesciej nadzienie piecze sie osobno i wtedy niektorzy nazywaja je "dressing".
Mnie tam wsio ryba, wazne zeby bylo, zeby bylo smaczne i co roku inne.
Na szczescie pomyslow na nadzienie jest od groma i ciut ciut, wiec jest w czym wybierac, przebierac i kombinowac. Tradycyjne, najbardziej popularne nadzienie to chleb i warzywa, czasem dodatek surowej wloskiej kielbasy. Mniej tradycyjne to wszystko co mozna polaczyc w ladna kombinacje smakowa. Ja tam wiadomo do tradycjonalistow nie naleze, wiec w tym roku wybor padl na bardzo lekkie nadzienie z wiejskiego chleba i zielska zwanego - kale.
Nie wiem jak sie kale nazwya po polsku, wiec zamieszczam link do angielskiej wikipedii z nadzieja, ze ktos zielsko pozna i mnie uswiadomi w kwestii polskiego nazewnictwa
http://en.wikipedia.org/wiki/Kale

Nadzienie z chleba, kale i pinioli

1 bochenek (500g) wiejskiego chleba
2 lyzki stolowe oliwy z oliwek EV (extra virgin)
4 zabki rozgniecionego czosnku
60g masla
1/3 cup piniolii
2 cups cebuli posiekanej w kostke
6 cups lisci kale pokrojonych w duze kawalki
1 lyzka stolowa swiezego tymianku
2 cups wywaru z indyka, lub kurczaka
1/3 cup suszonych zurawin
1/2 lyzeczki otartej skorki z cytryny

Chleb pokoric w kromki, odciac skorke i pokroic w duza (2cm) kostke, skropic oliwka wymieszana z czosnkiem i zrumienic w piekarniku na grzanki. Przelozyc do duzej miski.
Na duzej patelni rozgrzac lyzke masla i dodac piniole, podsmazyc az do delikatnego zbrazowienia. Lyzka z dziurkami wyjac piniole i dodac do grzanek z chleba.
Do patelni dodac reszte masla i cebule, smazyc az do zbrazowienia, dodac pokrojone liscie kale, tymianek. Smazyc az liscie zmiekna i wszystko przelozyc do miski z grzankami.
Do patelni wlac wywar z indyka lub kurczaka, podgrzac i cieply wywar dolewac do grzanek w czasie wyrabiania, dodac zurawiny i skorke z cytryny. Calosc ma byc wilgotna ale nie rozciapana;))
Przelozyc do naczynia zaroodpornego wysmarowanego maslem i zapiec bez przykrycia przez 30 min. w temp. ok 170C.
Niestety nie zrobilam zdjecia samego nadzienia, ale za to dysponuje zdjeciem mojego dziekczynnego talerza z indykiem i wszystkimi dodatkami i tu widac nadzienie.

Nadzienie na tym zdjeciu jest na dole, widac kawalki grzanek i liscie kale, niestety inne dodatki sa niewidoczne.

Tuesday, December 1, 2009

Sierota kapuscianej rodziny

Mowa o brukselce, oczywiscie, bo jak wiele osob lubi roznego rodzaju kapuste, tak brukselka jest bardzo rzadko lubianym warzywem. Ja lubie, ale nie powiem, moge zyc bez i zyje, bo brukselke robie w zasadzie raz do roku i wtedy staram sie przyrzadzic ja w jakis atrakcyjny sposob, zeby jej nikt nie omijal.
Pamietam kilka lat temu "rozebralam" kazda zblanszowana brukselke na pojedyncze listki i podalam ledwie podgrzana na oliwce z duza iloscia czosnku. Byla pyszna, ale juz nigdy wiecej nie wynajme sie do takiej roboty, czasy Kopciuszka minely bezpowrotnie:))
W tym roku znalazlam w Bon Appetit nastepujacy przepis.

Brukselka z kasztanami i zurawina
1/2 cup apple cider (nieprzetworzony sok jablkowy)
1/2 cup suszonej zurawiny
1kg brukselki juz oczyszczonej z pierwszych listkow
2 lyzki stolowe oliwki z oliwek
150g kasztanow
5 lyzek stolowych masla
2 lyzki stolowe octu balsamicznego
sol, pieprz do smaku

Zagotowac apple cider w malym rondelku, zdjac z ognia i wrzucic zurawine. Moczyc przez ok. 30 minut.
Uzywajac food processor albo mandoline zszatkowac brukselke.
Rozgrzac oliwke na glebokiej patelni, wrzucic posiekane kasztany, smazyc mieszajac przez ok. 3minuty. Wyjac kasztany do osobnej miski, a na patelnie wlozyc brukselke, dodac maslo i podgrzewac mieszajac do czasu kiedy brukselka zacznie lekko mieknac, ale nie straci koloru.
Dodac zurawine razem z sokiem i podgrzewac ciagle mieszajac az polowa soku wyparuje.
Na koniec dodac ocet balsamiczny, sol i pieprz do smaku. Podawac na cieplo.

Monday, November 30, 2009

Warzywo do obiadu

Tak sie kiedys mowilo na dodatek do drugiego dania. Malo zachecajaco, dla mnie jako dziecka bylo tragedia odkrycie marchewkowej lub buraczkowej mazi obok ziemniakow i schabowego. Nigdy nie lubilam tych warzyw, bo zwykle byly gotowane "na smierc" czyli dlugo, doprawione maka co nadawalo im konsystencje kleistej mazi. Witamin w tym nie bylo juz zadnych, bo i jaka witamina wytrzyma tyle gotowania? A rodzicielka wymagala zeby zjesc. Nie raz siedzialam nad talerzem takiego "warzywa od obiadu" w oczekiwaniu na cud. Nie lubilam warzyw, a biorac pod uwage fakt, ze moja Mama naprawde dobrze gotowala, pojscie z wizyta do rodziny bylo koszmarem. Tamtejsze warzywka byly gorsze tak z wygladu jak i smakowo no i tam niestety trzeba bylo przelknac wszystko bez marudzenia.
Nigdy ale to nigdy w zyciu, w najsmielszych marzeniach nie przypuszczalam, ze kiedys sama bede gotowac warzywa, jesc i nawet lubic.
No coz cuda sie zdarzaja, a krowy fruwaja:)
Dla usprawiedliwienia samej siebie, powiem, ze w dalszym ciagu nie lubie marchewki, a jesli juz to na surowo. Generalnie jemy najwiecej warzyw na surowo, lacznie z pieczarkami i brokulami, a jesli cos jest poddawane obrobce termicznej to zwykle na parze, lub tylko blanszowane.
Thanksgiving to swieto warzyw glownie korzennych, ale tez niekoniecznie robionych i podawanych w sposob tradycyjny i moze dlatego lubie, ze mam mozliwosc laczenia roznych technik i efektow smakowych.
Takim wlasnie interesujacym polaczeniem jest nizej opisana cebula.

Cebulka cipolline w balsamicznym sosie
1kg cebuli cipolline (mala biala, plaska cebulka) mozna zastapic mala biala "boiling" cebula.
2 lyzki stolowe oliwy z oliwek
sol gruboziarnista i swiezo mielony pieprz
1/2 cup wywaru z kurczaka
1/4 cup octu balsamicznego
1/4 cup wytrawnego czerwonego wina
1 lyzeczka cukru brazowego
3 lyzki stolowe gestej smietany
pestki owocu granata lub suszonej zurawiny

Cebulki zblanszowac, czyli wrzucic na jedna minute do gotujacej wody i natychmiast do zimnej. W ten sposob daja sie latwiej obierac, a obrac nalezy je tak, zeby oczyscic ale nie uszkodzic korzenia, w ten sposob zachowaja swoj ksztalt i beda sie trzymaly w calosci.
Osuszone i obrane cebule wrzucic na duza patelnie z 2 lyzkami oliwki, opruszyc sola i pieprzem i podsmazyc na lekko brazowy kolor.


Dodac, wywar, ocet, wino i cukier przykryc i gotowac na malym ogniu przez 15 min. Jesli cebulki sa juz miekkie, wyjac je do osobnego naczynia i gotowac pozostaly na patelni sos az zredukuje swoja objetosc i zacznie gestniec. Do gestego sosu dodac cebulki, podgrzac, dodac smietane, wymieszac dokladnie zeby sos pokryl rownomiernie kazda cebulke, posypac swiezymi pestkami granata lub suszonymi zurawinami.
W przypadku zurawiny, nalezy ja wczesniej zmiekczyc w cieplej wodzie lub wywarze rosolowym.

Sunday, November 29, 2009

Kartoflanka niespodzianka

W zasadzie nigdy nie robie jemy dwudaniowych obiadow, jest albo pozywna zupa, albo drugie danie. Natomiast w Thanksgiving uwazam, ze musi byc pelny obiad, czyli chocby symbolicznie, ale zupa jest jak najbardziej wskazana. A ze Thanksgiving to swieto jesienne, swieto zbiorow, ktore rowniez kojarzy mi sie w zupelnie nieuzasadniony sposob z korzeniami postanowilam w tym roku ugotowac nietypowa kartoflanke.
Nie potrafie okreslic dokladnie ilosci, wiec wybaczcie ale kazdy bedzie musial je sobie "wykombinowac" na wlasny uzytek w zaleznosci od ilosci potrzebnej zupy. Tylko dla orientacji podam w nawiasie ilosci jakie ja dalam.

Kartoflanka niespodzianka
ziemniaki (4 naprawde duze)
korzen selera (1 sredniej wielkosci)
marchewka (tylko jedna, bo nie chce, zeby dawala kolor)
korzen piertruszki (2 male)
korzen parsnip (to taka biala marchewka, 2 duze)
por tylko biala czesc (z 2 porow)
cebula (1 srednia)
skora z parmezanu
chrzan ze sloika w occie (2 duze lyzki czubate)
czysty wywar z kurczaka
troche tluszczu z wytopionego boczku (3 duze lyzki)
koperek
smazony boczek do dekoracji i zielona pietruszka

Musze wyjasnic, ze jak kupuje kurczaka to wszystko co jest w jego wnetrzu, szyja, serce, zoladek i watrobka w sumie nie jest mi potrzebne, ale wyrzucic szkoda, bo ja staram sie nie wyrzucac jedzenia.
Ci co czytaja Bez odwrotu wiedza niestety, ze nie zawsze mi sie to udaje;) no to powiedzmy, staram sie wykorzystac wszystko co moge;) Umowmy sie, ze wyrzucam tylko jedzenie, o ktorym mi sie zapomnialo:))
Tak wiec te podroby i szyje wrzucam do plastikowego woreczka, ktory zawsze na ten cel trzymam w zamrazalniku. Jak sie juz nazbiera tych "odpadow" to wtedy dodaje warzywa i gotuje swoj wlasny wywar kurczakowo-warzywny. Zdecydowanie lepsze to niz wywar kupiony w sklepie.
Podobnie jak kupuje ser parmezan w kawalku i trzemy go na tarce do roznych potraw, a wiadomo, ze na koniec zostaje ta czesc z twarda skora, ktora w sumie nie nadaje sie do niczego, to ja celowo zostawiam ta skore grubsza, tak aby bylo tam jeszcze sporo sera i rowniez trzymam w woreczku plastikowym w zamrazalniku. Taka skora jest doskonalym dodatkiem do zup typu grochowka, kapusniak itp. Po ugotowaniu zupy wyrzucam te skore do smieci oczywiscie, ale wygotowana skora nadaje zupie niepowtarzalny smak, ktorego nikt nie potrafi rozpoznac.
A wiec do gotowania tejze kartoflanki wykorzystalam wywar z kurczaka w proporcji pol na pol z woda, zeby uniknac zdecydowanie kurczakowego smaku, a jednoczesnie, zeby zupa nie byla na wodzie.
Wrzucialam wszystkie skladniki, oprocz chrzanu i tak sie to gotowalo i gotowalo na bardzo wolnym ogniu, az wszystkie warzywa byly miekkie.
Na koniec gotowania dodalam chrzan i koperek.
Po przestygnieciu wyjelam skore z parmezanu i por, a reszte zmiksowalam. Nie chcialam miksowac pora, bo por ma tendencje do zostawiania kawalkow wlokien przy miksowaniu.
Podalam z chipsami mocno wysmazonego boczku i zielonym grubym szczypiorem.

Ku mojej radosci zupa zdobyla bardzo wysokie notowania rodziny:))

Monday, November 2, 2009

Kapuscianka na ostro

Nigdy nie lubilam zup, pamietam jak musialam je jesc i siedzialam nad talerzem zupy pol dnia i wybieralam lyzka na brzeg talerza kazdy skrawek piertuszki czy gotowanej cebuli. Przy gotowanej cebuli mam odruch wymiotny do dzis, zreszta do dzis nie przepadam za rozgotowanymi na smierc warzywami.
Przez wiele lat doroslego zycia unikalam zup jak ognia. Czasem tylko gotowalam rosol, pomidorowa i jak Potomek zakupil kiszone ogorki to musialam zrobic ogorkowa (jego ulubiona).
Wartosc zup jako szybkiego i latwego posilku zaczelam doceniac dopiero kilka lat temu,  szczegolnie w zimowe wieczory, kiedy wracamy pozno z pracy, zupa stanowi szybki, cieply i lekki posilek.
Wiec jesienia gotuje zupy, gotuje je w wielkich garach i zamrazam porcje na jeden raz, w ten sposob nie musze gotowac codziennie, bo zawsze znajdzie sie jakis pojemnik, ktory uratuje kolejny zimowy wieczor.
2 lata temu pojechalam z wizyta do E. i jak przyszedl czas posilku, to ja oczywiscie chcialam do restauracji, ale E. spojrzala na mnie karcacym wzrokiem i powiedziala:
-- Nie bedziemy chodzic do restauracji codziennie. Patty (corka E.) wiedzac o tym, ze przyjezdzasz i ze ja nie jestem dobra kucharka ugotowala mi zupe i dzis wlasnie ja zjemy.
Nie bylam zachwycona taka perspektywa, ale bylam glodna i nie wypadalo mi oponowac. Zreszta nikt o zdrowych zmyslach nie dyskutuje z E. zwlaszcza jak dyskusja zaczyna sie od karcacego wzroku.
E. poszla do kuchni zeby zagrzac zupe, a ja staralam sie jak moglam przygotowac psychicznie na najgorsze.
Wkrotce talerz goracej zupy wyladowal na stole. Sprobowalam jedna lyzke, druga i zanim skonczylam swoja porcje poprosilam o dokladke.
-- Alez oczywiscie ze mozesz dostac dokladke, tylko sama sie obsluz.
Moja radosc siegnela zenitu jak zobaczylam, garnek z zupa jest calkiem pokaznych rozmiarow i prawie pelny smakowitej zupy.
Zanim wyjechalam, to oczywiscie poprosilam o przepis i od tamtej pory jest to nasza ulubiona zupa, ktora obowiazkowo musze gotowac kazdej jesieni i to dwa razy, bo Potomek tez chetnie zabiera swoja dzialke.
Zupa oczywiscie zostala honorowo ochrzczona imieniem autorki:

Jesienna Zupa Patty:


1kg wloskiej kielbasy (ja uzywam ostra z papryczka chilli i czosnkiem

750g miesa mielonego
1 glowka kapusty wloskiej (moze tez byc zwykla)
2 papryki surowe
1 duza, lub 2 mniejsze cebule
butelka soku pomidorowego (ok. 0.350l)
butelka soku warzywnego V-8 (ok. 0.350l

Z braku wloskich kielbasek mozna uzyc biala surowa kielbase i dodac ostre przyprawy, lub jakis ostry sos.


Gotowanie zaczynamy od wrzucenia miesa i wycisnietych z otoczek kielbasek do duzego garnka. Osobiscie polecam ciezkie zeliwne garnki, bo ja w takich wlasnie uwielbiam gotowac, ale kazdy garnek jest dobry;)
Mieso zbrazowic rozbijajac na drobne kawalki, odlac wytopiony tluszcz i dodac posiekana w kostke cebule i papryke. Calosc gotowac az papryka zmieknie, dodac poszatkowana kapuste, zalac sokami i zagotowac. Nastepnie zmniejszyc ogien i gotowac na malym ogniu przez nastepne 2-3 godz. lub do czasu, az wszystkie skladniki sa miekkie i ladnie polaczone.

W razie potrzeby doprawic sola i pieprzem, ale zupa jest stosunkowo ostra i taka wlasnie ma byc.
Podawac z chlebem lub bez, ale na pewno warto byc przygotowanym na dokladki:))

Zdjecia sciagnelam z WZ, bo tym razem nie robilam zdjec w czasie gotowania, a ostatnie zdjecie jest autorstwa Aloiram, uzytkowniczki WZ, ktora zupe rowniez gotowala.

Sunday, July 26, 2009

Bazylia

W tym roku wyjatkowo obrodzila mi bazylia, mam ja w dwoch doniczkach i jest jej naprawde bardzo duzo i ma wyjatkowo ogromne liscie. Ten od lewej na dole mial 15 cm dlugosci, zaluje ze nie zrobilam zdjecia z miarka. Oboje uwielbiamy bazylie z pomidorem, mozzarella i oliwka, ale ilez mozna zjesc tak na biezaco? Postanowilam wiec zrobic sos pesto i zamrozic, zawsze wlasnej roboty lepszy niz kupny, a zima do makaronu bedzie jak znalazl.

Sos pesto
4 szklanki (ubite) lekko porwanych lisci bazylii
6 zabkow czosnku
2 lyzki stolowe orzeszkow piniowych
ok. 1/2 szklanki extra virgine olive oil
sol gruboziarnista do smaku

Liscie bazylii bez galazek umyc i dokladnie osuszyc, im bardziej suche tym lepszy sos. Porwac lub posiekac na duze kawalki. Wszystkie skladniki oprocz oliwy wrzucic do food processor i zmiksowac na gesta paste. Jak juz pasta jest jednolita to dodawac waskim strumieniem oliwke ciagle nie przerywajac miksowania. Calosc zajmuje kilka minut i gotowe. Mamy sos!!

Nie bardzo wiedzialam jak poradzic sobie z mrozeniem, bo takiego sosu na porcje obiadowa dla dwoch osob naprawde trzeba niewiele, wiec sloiczki odpadaja. Wreszcie posmarowalam malenkie spodeczki (6cm srednicy) oliwka i nalozylam w nie sos wyrownujac powierzchnie. Tak wypelnione pojemniczki wstawilam do zamrazalnika na noc a jutro wysypie gotowe tabletki sosu do torebki zip lock i bede uzywala po jednej.


Powyzsze zdjecie pokazuje ile sosu otrzymalam z tej ilosci bazylii.
Uwaga! Oryginalny przepis na te ilosc lisci bazyli podaje 4 zabki czosnku, ale my lubimy wiec dalam wiecej. Tak samo z orzeszkami piniowymi, w oryginale jest tylko 1/2 lyzki stolowej a ja dalam az 2 lyzki. Mysle ze to kwestia indywidualnego smaku, nam sos w takiej postaci bardzo smakowal:))
Sos uzywam potem do makaronow, do goracego makaronu wrzucic krazek sosu i mieszac az sie rozpusci, po czym makaron posypac tartym serem parmigiano reggiano albo pecorino romano.
Mozna tez rozmrozony sos wymieszac z dodatkiem lyzki tartego sera i taka mieszanina potraktowac makaron. Pesto jest bardzo skoncentrowanym sosem o silnym aromacie i smaku wiec prosze sie nie dziwic ze taka ilosc wystarcza, na prawde wystarcza:)

Monday, July 6, 2009

Wspanialy grilluje

Nie wiem jak inni mezowie, ale moj nalezy do grupy ssakow udomowionych, czyli nadaje sie do uzytku gospodarstwie domowym i generalnie rzecz biorac zadnej pracy sie nie boi. Nie powiem zajelo mi to troche czasu, ale wreszcie przekonalam sie ze nie warto byc superwoman, bo taka kobieta doskonala to zwykle kobieta urobiona po pachy i nie majaca wiele czasu dla siebie. Nauczylam sie ze mezczyznie nalezy pozwolic sie wykazac, oraz zakupic odpowiednie zabawki i juz mamy z niego pocieche, nawet w kuchni. A grillowac mozna caly rok, no moze nie zupelnie, ale jak czlowiek mieszka w odpowiednich warunkach klimatycznych to grillowac mozna
przynajmniej przez wiekszosc roku.
Ba, Wspanialy grillowal kiedys nawet zima kiedy padal snieg, wystarczylo wstawic grill pod zadaszenie i juz czlowiek ma obiad z glowy.
Moj udzial w mezowym grillowaniu ogranicza sie do mieszania salatek i beltania marynat, bo z marynatami to jakos nie bardzo mu wychodzi.
Tak wiec tym razem ubeltalam troche oliwki, octu balsamicznego, swiezej miety, swiezego rozmarynu, czosnek, sol, pieprz i zamarynowalam w tym kawalki jagnieciny.
Lezalo toto w marynacie, w lodowce ok 4 godzin i potem ponawlekalam na szpadki szaszlykowe przekladajac cebula, papryka, i pomidorkami koktajlowymi.
Dalej do dziela przystapil Wspanialy.


My pozeramy takie szaszlyki z salata, ewentualnie jak ponizej z dodatkiem mozzarelli, pomidora i swiezych listkow bazyli, calosc skropiona extra virgin olive oil.

Od pewnego czasu nauczylam tez Wspanialego grillowac owoce, grillowane ananasy, gruszki itp. sa naprawde pyszne. Tym razem postanowilismy sprobowac z brzoskwiniami, sa rownie dobre, ale trzeba uwazac zeby grill byl dobrze natluszczony bo inaczej moga przywierac.
Brzoskwinie po wyjeciu pestki kroimy na dwa plastry i 2 czapeczki po czym ugrillowany krazek brzoskwini pizgamy na talerzyk, na to kulka lodow i obok stawiamy czapeczke.
I tym oto sposobem mamy obiad z deserem w wykonaniu meza z minimalnym naszym wkladem, no nie liczac chwalenia. Bo chwalic trzeba gesto i obficie, a jeszcze jak taki maz wie ze poswiecimy jego wyczynom cala notke na blogu. Ojejku!!! To juz gwarantowane ze bedzie sie staral nastepnym razem:)


Monday, June 22, 2009

Francuskie tosty

Beata upomina sie o deser, ale ja teraz ani nie jadam slodkosci, ani ich tym bardziej nie robie. Bo i co za przyjemnosc w robocie skoro nie mozna tego szamac?
Ale coby blog nie zarosl pajeczyna, to postanowilam wrzucic przepis na ulubione sniadanie mojego Tatka, a sa nim tosty francuskie, ktore pewnie jak znam zycie nie maja nic wspolnego z Francja:)
Tymi tostami zdobylam sobie serce mojego Tescia i teraz ilekroc przyjezdza w odwiedziny albo my jedziemy z wizyta do niego to na jedno sniadanie musza byc tosty francuskie.
Robie je zwykle z wloskiej babki Panettone, ale robilam tez z gotowych polskich babek zakupionych w polskim sklepie (np. babka czekoladowa - mniam) robilam z drozdzowek pieczonych w domu i rowniez ze slodkiej chalki z rodzynkami.
Wlasnie tosty na zdjeciu ponizej sa z chalki:



Pieczywo do tostow powinno byc lekko podsuszone, ale ja to robie metoda przyspieszona, czyli poprzedniego dnia kroje chalke lub babke na kromki i zostawiam na noc na wyjetej z piekarnika metalowej kracie, na szafce kuchennej. Rano kromki sa na tyle podsuszone ze mozna smialo robic tosty. Wiec do roboty.
W zaleznosci od ilosci pieczywa rozbijam odpowiednia ilosc jajek w plaskim plytkim naczyniu (srednio potrzeba 1 jajko duze jajko na 4 kromki tostow) do jajek dodaje troche mleka, troche soku pomaranczowego lub wanilii i wszystko roztrzepuje trzepaczka.
Na patelni rozgrzewam maslo z dodatkiem oliwy (samo maslo sie przypala) i namoczone w rozbeltanych jajkach tosty smaze z obu stron na ladny rumiany kolor.
Ot i cala filozofia! Podaje z syropem klonowym (prawdziwym, zadne podrobki nie daja tego samego smaku) i sezonowymi owocami jagodowymi. Mozna tez tosty posypac cukrem pudrem jak na zdjeciu wyzej.
Moja rodzinka uwielbia takie tosty i czasem nawet robily za deser:))
Tym sposobem wychodze co prawda kreta droga, ale jednak naprzeciw zyczeniu Beaty:)))

Monday, June 1, 2009

Ugasic pragnienie

Te notke dedykuje Beacie, ktora delikatnie, acz wytrwale kopie mnie po kostkach, coby nie przystawac w marszu;)) I dobrze, bo takie kopniaki sa mi czasem bardzo potrzebne. Wiec dzis bedzie o nalewkach, nie wiem czy bardziej gasza czy powoduja pragnienie, ale wiem, ze lubie sie bawic w takie rozne alkoholowe produkcje.
Przepisy jak zwykle mam z Wielkiego Zarcia.
Jedna z moich ulubionych autorek jest Alidab i to wlasnie od nalewki jej autorstwa zaczelam kilka lat temu moje eksperymenty, a byla to:

Cytrynowka niezawodna
1/2 litra spirytusu 1/2 kg cytryn
szklanka cukru (nie do końca pełna)
1/2 litra wody

Takie ilosci skladnikow sa podane w oryginalnym przepisie, ja poniewaz nie moge tutaj dostac pelnowartosicowego spirytusu i korzystam z tzw. mlodziezowego (75.5%) zawsze reguluje moc produktu ostatecznego zmniejszaniem ilosci wody.

Cytryny dokladnie umyć, wycisnąć z nich sok i przecedzić przez gęste sitko lub przez gazę. Wodę z cukrem zagotować, wyłączyć palnik, powoli wlać spirytus, zapalić i natychmiast przykryć pokrywką. Trzeba to robić szybko i sprawnie, najlepiej trzymając w jednej ręce przygotowaną pokrywkę, a w drugiej zapałkę. Po przykryciu spirytus przestaje się palić, wtedy odkryć i ostudzić. Do wystudzonej mieszanki dodać sok z cytryn, wymieszać, jeszcze raz przecedzić, rozlać do butelek. Na końcu do każdej butelki dodać kawałek skórki z cytryny.
Odstawic na kilka dni, usunac skorke z cytryny i ....viola!! Mamy gotowa cytrynowke.

Skoro bylo na kwasno, to teraz cos na slodko, a szczegolnie dla smakoszy czekolady.
Autorka kolejnej nalewki jest Alicja37.

Czekoladowka
2 szkl. mleka
2 szkl. cukru
1 cukier waniliowy
1 łyżka ciemnego kakao
1 szkl. spirytusu
Takie ilosci podaje autorka w oryginalnym przepisie, ja osobiscie zmniejszylam ilosc cukru do "ciut wiecej" niz szklanka a za to zwiekszylam ilosc kakao 3 krotnie. Wobec powyzszego ilosci skladnikow pozostawiam indywidualnym potrzebom smakowym.

Mleko, cukier, cukier waniliowy i kakao podgrzewać przez okolo 30 min. Uwaga! Nie wolno zagotowac, nalezy caly czas podtrzymywac plyn na granicy wrzenia, tak aby cukier i kakao sie rozpuscily, ale nie wolno dopuscic do zagotowania.
Ostudzic, wlać szklanke spirytusu, wymieszac i rozkoszowac sie niebianskim smakiem:))

Saturday, May 16, 2009

Palenisko wygaslo, wegla nie dowiezli

Musze cos wreszcie napisac, bo mnie te palmy na system nerwowy dzialaja. Wiec sytuacja na rynku gotowania nie wyglada wesolo, po pierwsze jest lato, a ja latem nie gotuje. To znaczy w kuchni nie gotuje, a odpowiedzialnosc za wyzywienie przejmuje na okres lata Wspanialy, ktory sie trudni grillowaniem. Ja tylko wpadam i mieszam salaty, ale z tego mieszania przecie nie bedzie zadnych przepisow, bo kazden se potrafi liscie z ogorcami wymieszac. Chyba zeby sie zdarzylo, ze wymieszam cos nietypowego, to napisze.
Ale na to tez sie nie zanosi, bo dochtorka zalecila mi wstrzemiezliwosc od koryta, a jak ja mam byc wstrzemiezliwa, to znaczy wszyscy inni tez, bo nie moge widziec jedzenia. W przeciwnym wypadku szlag trafi wstrzemiezliwosc. Proste, nie? na zasadzie "czego oczy nie widza..."
Mam co prawda jakies Wspanialego grillowanie, ale moj Puter sie wypial i nie laduje zdjec z aparatu, o czym pisalam w 'bez odwrotu'. Laduje ten w pracy, ale w pracy nie mam za wiele czasu na pisanie notek.
Slowem natenczas jest jak w tytule notki: palenisko wygaslo, a wegla nie dowiezli:)

Thursday, April 9, 2009

Wesolego

Wesolego Zajaczka, smacznego jajka, wyrosnietej Baby, mokrego dyngusa i czego kto chce:)))

Monday, April 6, 2009

Tradycyjnie

Tak juz mam od lat, ze na obiad Wielkanocny musi byc jagniecina, nie tylko, ze pasuje, ale lubimy. Robilam juz kiedys ludziec nadziewany, ale nie mam zdjec, wiec nie bede wpisywac tego przepisu, moze jeszcze kiedys zrobie. W tym roku juz sie nastawilam na schabiki jagniece, ale to dopiero bedzie. Natomiast wypadaloby, zeby jeszcze przed swietami podac jakis przepis na jagniecine, a nuz komus sie zechce sprobowac.
Wobec powyzszego postanowilam przeniesc kolejny przepis mojego autorstwa z WZ, rowniez ze zdjeciami wiec z gory przepraszam, ze znow zdjecia nie beda sie powiekszaly.

Jagniecina marynowana w jogurcie

Marynata:
Jogurt naturalny ja kupuje grecki - 500 ml.
mieta - peczek najlepiej swieza
glowka czosnku drobno posiekanego lub wycisnietego przez praske
sok z cytryny - 1 lyzka
majeranek - 1 lyzka swiezego lub 1/2 lyzki suszonego
otarta skorka z 1 cytryny
2 lyzki swiezo mielonego pieprzu

Udziec jagniecy lub inna czesc swiezej jagnieciny do 2 kg
1 lyzka soli
lyzka swiezego rozmarynu
lyzka swiezej miety
pieprz

Wydrylowac kosc z udzca lub kupic juz bez kosci. Mieso umyc i osuszyc. Skladniki marynaty najlepiej wrzucic do plastykowego woreczka "ziplock" wymieszac, wlozyc mieso, zamknac woreczek i "masowac" tak aby marynata dokladnie pokryla powierzchnie miesa i wszystkie zakamarki po usunietej kosci. Wlozyc do lodowki na conajmniej 12 godz. Po okresie marynowania wyjac mieso i zebrac "z grubsza" marynate. Uwaga ten proces jest zajebiscie brudny wiec radze owinac duza deske do krojenia folia aluminiowa, w ten sposob unikamy mycia wszystkiego dookola. Rowniez przed wyjeciem miesa radze przygotowac wszystkie ziola i przyprawy tak, aby mozna bylo sobie latwo poradzic jedna reka. Teraz dokladnie mieso nasolic (pamietamy marynata nie miala soli) popieprzyc i posypac jeszcze raz mieta i rozmarynem. Opiec na ostrym ogniu przez 4-5 min na obie strony, nastepnie mieso przelozyc do zaroodpornego naczynia oblozyc mlodymi ziemniakami posypanymi sola, pieprzem, czosnkiem i rozmarynem i lekko skropionymi oliwka.
Piec pod przykryciem w temp. ok. 250 C (ja naprawde nie mam pojecia, ale mysle, ze w takiej jakiej zwykle pieczecie mieso) przez ok 1-1.5godz w zaleznosci czy chcemy uzyskac lekko krwista pieczen czy dobrze upieczona. Moja na zdjeciach jest dobrze upieczona, bo akurat mielismy goscia, ktory nie lubi na wpol surowej. Podawac z zieminiaczkami lub bez.....Zapewniam Was, ze tak przygotowana jagniecina nie ma zadnego zapachu, jesli ktos jest uprzedzony, jogurt zalatwia te sprawe niezawodnie....no i oczywiscie samo mieso musi byc mlode. A tak sie to reprezentowalo na moim Wielkanocnym stole.

Jajecznie:)

Pamietam, jako dziecko nigdy nie lubilam tego momentu sniadania wielkanocnego, kiedy trzeba bylo przelknac jajko gotowane na twardo, zawsze mi stanelo w gardle. Zawsze mi sie marzylo, zeby mi to jajko pozwolili jakas mazia posmarowac, coby latwiej przeszlo. Ale przepisy byly dosc ostre i musialam walczyc z tym jajem na sucho. Nic dziwnego, ze w moim domu, jaja podaje sie juz z mazidlem:) Najbardziej lubie nadziewane salatka z pieczarek, co prawda robie je tez tylko raz do roku z okazji Wielkanocy i na tym sie chyba konczy moja tradycja religijna.

Jajka faszerowane salatka z pieczarek
Jajka gotowane na twardo - ilosc w/g potrzeb i upodoban :)

Salatka z pieczarek:
500 g pieczarek
4 jajka gotowane na twardo
mala cebula
sol, pieprz do smaku
1 lyzeczka majonezu
1 lyzeczka musztardy
1 lyzeczka kwasnej smietany
1 lyzeczka oliwy z oliwek

Pieczarki oszyscic i wrzucic na 10 min do gotujacej osolonej wody, odcedzic i posiekac drobno, dodac posiekane jajka i drobno posiekana cebulke. Dodac musztarde, smietane, oliwke, majonez, sol i pieprz. Jesli uzywam salatki do faszerowania jajek to musztarde i smietane ucieram dodatkowo z zoltkami jaj przygotowanych do faszerowania. Nastepnie lyzeczka napelniam bialka tworzac delikatnie "gorke" tak aby wygladaly jak cale jajka. Mozna dla dekoracji posypac swiezym szczypiorkiem.


Ten przepis rowniez zostal przeniesiony z WZ ale ja jestem jego autorka, zdjecie sie nie powieksza niestety, bo zostalo skopiowane z WZ.

Zebralam sie w sobie

Zawsze lubilam pasztet i pamietam, ze na swieta Wielkanocne zawsze byl w domu. Tutaj przez cale lata nie moglam sie zebrac do zrobienia pasztetu, bo wiadomo, ze przy tym duzo roboty. No i dostaje wscieklosci przy elektrycznych maszynkach do mielenia miesa.
Generalnie nie sa nic warte, byle nitka tluszczu, czy minimalna zylka powoduje natychmiast zapychanie calej maszynki. I trzeba wszystko rozkrecac i czyscic po to tylko, zeby sie natychmiast znow zapchalo. Wyrzucilam juz na smieci 3 maszynki i to tak wkurwiona, ze nawet ich nie mylam, skrecilam co bylo konieczne i wypizglam do smieci.
W ubieglym roku kupilam normalna polska (tak naprawde to ta moja jest czeska) maszynke na korbe i Wspanialy kreci. Oczywiscie przy kazdym kreceniu odgraza sie, ze dokupi koncowke do Kitchen Aid, ale narazie nie kupil, a ja sie nie upominam, bo i tak nie wierze, ze to bedzie lepsze od wszelkich maszynek jakie posiadalam poprzednio.
Skoro juz mialam maszynke, to postanowilam sie zdobyc na robienie pasztetu.
Na poczatek zaczelam szukac przepisu, ale wiekszosc przepisow mowi o miesie gotowanym, ja pamietam, ze Mama robila z pieczonego miesa, wiec postaralam sie odtworzyc przepis Mamy i powstalo co powstalo, czyli naprawde pyszny pasztet.

Pasztet z krolika
Tuszka krolika ok 2 kg.
Chudy boczek ok 1 kg.
Watrobka, ja daje drobiowa ok 800g
Waga tych mies jest podana tylko dla przyblizenia proporcji, jesli boczek jest tlusty mozna go dac mniej, watrobka drobiowa jest tez delikatniejsza od np. cielecej wiec to sa ilosci w/g gustu :)))Dluga bulka lepiej zeby nie byla swieza
2-3 cale jajka
2-3 zoltka
kilka grzybow suszonych
sol pieprz do oproszenia miesa przed pieczeniem
rosol - moze byc z kostki do podlania

Przyprawy dodane do duszenia miesa:
ziele angielskie 8-10 ziarenek
jalowiec 5-6 ziarenek
listek laurowy - kilka
pieprz 8-10 ziarenek

Przyprawy dodane do smaku po zmieleniu miesa:
imbir
galka muszkatolowa
ewentualnie jeszcze sol i pieprz do smaku

Pocwiartowanego i posolonego krolika i pokrojony w grube (ok.2cm) plastry boczek podsmazyc na silnym ogniu do zbrazowienia i odlozyc do duzego zaroodpornego naczynia. Potem calosc miesa podlac rosolem, dodac grzyby i wszystkie przyprawy i dusic pod przykryciem (ja robie to w piekarniku) az mieso krolika zacznie odchodzic od kosci. Wyjac mieso lub przesunac na bok i wlozyc pokrojona w grube kromki bulke, tak zeby solidnie wchlonela caly sos. Teraz calosc lacznie z wszystkimi przyprawami przemielic w maszynce 3 razy - do drugiego mielenia dodac surowa watrobke. Dodac jajka i zoltka, imbir, swiezo tarta galke muszkatolowa, dobrze wyrobic i ewentualnie doprawic jeszcze sola i pieprzem. Foremki do pieczenia wysmarowac maslem i posypac tarta bulka, napelnic je miesem, przygniatajac zeby nie bylo dziurek powietrznych, na wierzch mozna polozyc plasterki masla lub boczku i piec. Wystudzic i zajadac :) pasztet ma ladny kolor i wyrazisty smak - polecam :)))

Przepis jest mojego autorstwa, ale zostal skopiowany ze strony WZ razem ze zdjeciem i dlatego zdjecie sie nie powieksza:(

Monday, March 23, 2009

Good deal

Po powrocie z Polski zastalam wysprzatane mieszkanie, a przeciez zostawilam burdel na kolkach, bo ja sie nie potrafie spakowac bez tornado. Na kompie zastalam karte telefoniczna, ktora Wspanialy przezornie zanabyl wiedzac, ze zaraz bede chciala dzwonic, kochane chlopisko.
Kuchnia wysprzatana i zaopatrzona, tylko w koszu na owoce lezalo 2 kg jablek.
Ki diabel? co w Niego wstapilo? On sam je jablko raz na miesiac i to jak ja przypomne, to po jaka cholere nakupil tyle jablek?
Bo byl good deal, no szlag to jest wlasnie amerykanska natura mojego meza, ktora jeszcze od czasu do czasu wychyla leb. Zawsze tlumacze, ze ten good deal to jest dla nas za drogi, bo polowe (jesli nie wiecej) z tego zakupu w dobrej cenie wyrzuca sie do kosza, lub hoduje penicyline w zakamarkach lodowy. Moja logika pomaga, jesli o tym przypominam, ale tym razem zostal sam na posterunku domostwa przez tydzien, wiec robil co chcial:)
Moze lepiej, ze z nudow posprzatal i zanabyl te jablka, sa ponoc mezowie, ktorzy potrafia w ciagu tygodniowej nudy narobic innych spustoszen;))
W ciagu tygodnia zjadlam dwa jablka, a reszta? No wlasnie nie majac innego wyjscia musialam popelnic szarlotke. Nagadalam sie przy tym do wypeku. A On sie bezczelnie smial, ze od czasu kiedy wrocilam to "ugotowalam" jeden obiad, a mianowicie talerz z serami i owocami:))
Udalam, ze nie slysze, bo to faktycznie prawda nic nie robie i narzekam nad szarlotka, ktora sie tez robi w sposob blyskawiczny, bo szarlotka jest sypana.
Pamietam jak pierwszy raz kilka lat temu telefonicznie bratowa dala mi przepis na to cudo, to popatrzyalm z niedowierzaniem i jeszcze pytalam brata, czy faktycznie jadl 'toto' i czy cos z tego moze wyjsc. Uwierzylam dopiero Jego zapewnieniom, co moja krew to moja;))
Szarlotka sypana
1 szklanaka maki
1 szklanka kaszy manny
1 szklanka cukru (ja osobiscie daje 3/4 szklanki, bo nie lubie slodkiego)
1 lyzeczka z malym czubkiem proszku do pieczenia
cynamon
1.5 kg jablek moze byc troche mniej
200 g masla, tyle mowi przepis ale ja tez daje troche mniej (moze byc margaryna, ale ja nie uzywam margaryny)

Jablka obrac i zetrzec na tarce z duzymi oczkami. Cukier, maka, kasze i proszek do pieczenia wymieszac dokladnie i podzielic na 3 czesci. Tortownice wysmarowac maslem i wysypac bulka tarta, nastepnie wsypac jedna czesc suchych skladnikow a na nie wylozyc polowe jablek i posypac cynamonem. Mozna tez cynamon wymieszac z jablkami jak kto woli ja sypie delikatnie na jablka bo nie przepadam za cynamonem. Warstwe jablek posypac druga czescia sypkich skladnikow i na to wylozyc pozostale jablka znow posypac cynamonem i pokryc ostatnia czescia suchych skladnikow. Teraz zetrzec zimne maslo na tarce z duzymi oczkami i pokryc calosc tartym maslem, tak zeby nie bylo widac mieszaniny kaszy, maki i cukru. Ja zamrazam maslo i w ten sposob sie latwiej uciera na tarce, mozna tez zeskrobywac cienkie wiorki masla nozem. Teraz calosc pakujemy do pierkarnika na 45-60min i szarlotka gotowa.
Taka szarlotka jest zarowno dobra jeszcze na cieplo jak i na zimno.
Zwykle podaje ciepla z kulka lodow, albo zimna z bita smietanka. Tym razem nie chcialo mi sie ubijac smietanki to polalam lekko sosem czekoladowym (gotowym:P).

Sunday, March 1, 2009

Nie ma jak u mamy

W sobote byly urodziny Potomka, a w zwiazku z tym w niedziele byl obiad "u Mamy", bo Potomek lubi sie wloczyc po knajpach ze swoim towarzystwem, ale jesli chodzi o towarzystwo matki, to zawsze mnie bierze pod wlos slowami "bo Ty zawsze wymyslisz cos pysznego".
Nie bardzo mi sie chcialo wymyslac tym razem, bo ciagle jestem bylejaka (pisalam o tym tutaj), ale cos trzeba bylo zrobic, zeby bylo latwo, szybko a jednoczesnie smacznie. Przejrzalam domowe zapasy i wymyslilam:

Poledwiczki w pomaranczowej glazurze
2 poledwice wieprzowe
4 lyzki stolowe dzemu z ostrej papryki
4 lyzki stolowe dzemy z pomaranczy
oliwa do smazenia,
mieszanka przypraw do miesa (ja mieszam zwykle: przyprawe cajun, sol, pieprz, czerwona papryke, majeranek, sproszkowany czosnek).
Poledwiczki umyc, osuszyc, posmarowac lekko oliwka i oproszyc mieszanka przypraw. Tak przygotowane poledwiczki odlozyc do lodowki na 2-3 godziny.

W miedzyczasie zmiksowac w blenderze obydwa dzemy.
Po uplywie czasu lezakowania miesa, rozgrzac oliwe na patelni i zrumienic poledwiczki ze wszystkich stron, wlozyc do naczynia zaroodpornego i posmarowac przygotowana mieszanka dzemow. Piec w piekarniku ok 30-40 min w temperaturze 200C. Upieczone poledwiczki przykryc folia aluminiowa i dac im odpoczac przez 10-15min.
Kroic skosne plastry, podawac z ...no wlasnie ja podalam z salatka z pomaranczy i polane mieszanina dzemow.

Salatka z pomaranczy
Pomarancze obrac ze skory razem z bialymi blonami i pokroic na plastry, ulozyc na listkach zielonej salaty posypac cieniutko pokrojona czerwona cebula, skropic oliwa z oliwek i posypac bialym pieprzem.


Tym sposobem zalatwilam tegoroczny obiad urodzinowy Potomka i nawet pochwale dostalam :))

Monday, February 23, 2009

Cos na slodko

Nie gotuje ostatnio nic wartego uwagi, ot zima i ogolne lenistwo. Brak tez szczegolnej okazji do wykazania sie, postanowilam wiec przeniesc jeden z moich przepisow z WZ tutaj.
Jest nim przepyszny deser autorstwa Giady deLaurentis i nazywa sie Citrus semifreddo.
Zdjecia wiec niestety beda rowniez przeniesione z WZ wiec nie moge ich powiekszyc do odpowiednich rozmiarow, ale deser naprawde jest tak pyszny, ze moze ktos bedzie mial ochote wykorzystac go na nadchodzacy Dzien Kobiet lub inna okazje.
Citrus semifreddo:

20 malych ciastek amaretti
3 lyzki stolowe masla
1/2 szklanki cukru i dodatkowe 1/4 szklanki cukru
8 duzych surowych zoltek
1/4 szklanki soku z cytryny
3 lyzki stolowe soku z limonki
2 lyzki stolowe limoncello (likier cytrynowy) mozna zastapic cytrynowka
1 szklanka slodkiej smietanki
szczypta soli
otarta skorka z jednej cytryny
otarta skorka z jednej lemonki
tluszcz w sprayu do spryskania formy

Wykonanie:

Zaczynamy od przygotowania formy. Najbardziej pasuje tutaj keksowka, ktora nalezy spryskac lekko tluszczem w sprayu, nastepnie dno i brzegi formy wylozyc przezroczysta folia spozywcza, tak aby z czterech stron formy zwisal jej nadmiar (bedzie pozniej potrzebny do przykrycia gotowego deseru).
Rozpuscic maslo i wymieszac z pokruszonymi drobno ciasteczkami amaretti i ta mieszanka wylozyc dno formy, przygniatajac, zeby dokladnie zapelnic cienka warstwa cala powierzchnie dna.
W metalowej lub szklanej misce polaczyc 1/2 szklanki cukru, 8 zoltek, sok z cytryny, sok z lemonki, lemoncello i szczypte soli. Calosc umiescic nad garnkiem z lekko gotujaca sie woda i ubijac recznie lub mikserem, az do utworzenia gestego kremu, uwazajac aby krem nie osiadal na brzegach miski (trwa to ok. 5min), a potem szybko umiescic miske w wodzie z lodem, dodac otarta skorke, z cytryny i lemonki i mieszajac schlodzic krem.
Teraz mikserem ubic na sztywno smietanke z 1/4 szklanki cukru i powoli porcjami wmieszac smietanke do kremu z zoltek. Te czynnosc najlepiej wykonac delikatnie lyzka.

Nastepnie calosc przelozyc do wczesniej przygotowanej formy i zawijajac zwisajace konce folii plastykowej przykryc szczelnie krem.
Zamrazac od 8 godzin do max. 3 dni.
Tuz przed podaniem wyjac z zamrazalnika, odwinac wierzchnie czesci folii i calosc przewrocic na talerz, zdjac pozostala folie, szybko pokroic ostrym nozem (warstwa ciasteczek jest chrupiaca) na porcje. Podawac i zachwycac sie jak goscie z kazda lyzeczka z namaszczeniem zamykaja oczy i robia "mmmniammm" :))

Deser jest naprawde fantastyczny i smakiem przypomina bardzo kremowe lody, caly przepis brzmi troche pracochlonnie, ale naprawde warto:)