Zlote mysli


The only time to eat diet food is while you're waiting for the steak to cook.

Julia Child

Saturday, October 29, 2011

Pisz babo pisz;)

W polowie pazdziernika zawsze napada mnie na gotowanie. Jest to niezaprzeczalny znak, ze lato sie skonczylo i jesien opanowala moj swiat. A dzis to nawet zima mi sie wkradla o czym pisalam na moim glownym blogu TUTAJ
Latem bywam w kuchni, ze tak powiem sporadycznie, bo glownie zywimy sie czym popadnie, ale na zime to chce sie czegos cieplego. No chce sie, zwlaszcza jak czlowiek wraca pozno po calym dniu pracy.
A ze z kolei nie chce sie gotowac, to wpadlam na pomysl, ze gotuje duze ilosci dziele w pojemniki i zamrazam. Pozniej tylko wystarczy z rana wyjac pojemnik z zamrazarki i juz jest gotowy obiad na wieczor.
Wspanialy nazywa te obiady Mystery Dinners, bo ja nie podpisuje pojemnikow, pozniej nie pamietam jak co wygladalo, zreszta po zamrozeniu to 80% zawartosci pojemnikow wyglada tak samo, albo podobnie i tym sposobem nigdy nie wiadomo co zostalo wyjete do rozmrozenia.
I tak juz w ubiegly weekend dopadlam do garow i nagotowalam na zapas:
Barszczyk Ukrainski,
Golabki,
Meatballs w sosie pomidorowym,
Chille con carne.
A w tym tygodniu nie bardzo wiedzialam do czego sie dorwac, wiec zaczelam sie rozgladac po szafkach i polkach lodowki w poszukiwaniu produktow.
Natknelam sie na 6 puszek garbanzo beans (cieciorka) i pomyslalam sobie, ze cos przydaloby sie z tego wyczarowac. W szafce znalazlam woreczek lentils (soczewica) i postanowilam to wykorzystac.
Ilosci w ponizszym przepisie sa na oko, bo nic nie mierzylam, ale wykorzystalam ok. 1 szklanki soczewicy i dwie duze puszki cieciorki. Z tym, ze pamietajcie ja gotowalam gar dla malej armii:)))
Niestety kazdy musi sobie jakos dopasowac te ilosci w/g wlasnych potrzeb.
Pomyslu za wiele nie mialam ale zaczelam od przygotowania bazy warzywnej i tak na dno gara zeliwnego (uwielbiam moje zeliwne gary mimo, ze ciezkie sa jak cholera) wlalam troche oliwy z oliwek na to wsypalam pokrojona w kostke duza cebule. Jak cebula zrobila sie przezroczysta, to dorzucilam do tego pol glowki drobno posiekanego czosnku, gdy zapach czosnku ogarnal kuchnie dodalam posiekane 2 marchewki i 3 lodygi (posiekane) selera naciowego.
Podsmazylam to cale towarzystwo ok. 5 min po czym wrzucilam wyplukana soczewice i wyplukane z zalewy ziarna cieciorki. Zalalam wszystko woda, posolilam, popieprzylam i gotowalam.
Z czysto wrodzonej fantazji dodalam jeszcze listek laurowy i kilka ziaren ziela angielskiego.
Gotowalo sie i gotowalo az cieciorka i soczewica byly miekkie.
Sprobowalam i doszlam do wniosku ze cos mi tu brakuje.
Moim zdaniem wszelkiego rozaju grochy lubia wedzonke, a przeciez soczewica i cieciorka to jakies grochowate sa.
Pokroilam (3cm kawalki) opakowanie plastrow dosc chudego wedzonego boczku, wysmazylam go na osobnej patelni na tyle na ile sie dalo, po czym wysmazone chrupiace kawalki boczku wybralam lyzka cedzakowa i wrzucilam do zupy.
I znow mnie fantazja naszla.
Otworzylam zamrazalnik i wyciagnelam pojemnik z siekanym koprem, ktory zawsze tak przechowuje i wsypalam solidna ilosc kopru do zupy.
Teraz bylam zadowolona.
Postanowilismy, ze zjemy po misce swiezej zupy wlasnie dzis na obiad, a reszte sie jak zawsze zamrozi.
I wlasnie jedlismy kiedy Wspanialy powiedzial:
-- Mam nadzieje, ze zapisujesz przepisy na te zupy co je tworzysz na zime.
-- Mmmm...  no raczej... nie... - przyznalam sie bez bicia.
-- To pisz babo pisz, bo to naprawde dobra zupa, a Ty potem nie pamietasz i na nastepny rok jest zawsze cos innego.
-- Ale to ciekawiej jak jest co roku cos nowego.
-- No owszem ciekawie jest, ale ja czasem chcialbym te sama zupe, a jak sie upominam to Ty zupelnie nie masz pojecia o czym mowie.
No to zapisalam.
Zdjecia nie bedzie, bo zupa juz zamrozona, a ta co zjedzona tez sie sfotografowac nie da;/
Jak bede pamietac, to cykne zdjecie jak rozmroze pojemnik kiedys;))
A narazie polecam, bez dowodow, tak tylko na slowo harcerza...