Zlote mysli


The only time to eat diet food is while you're waiting for the steak to cook.

Julia Child

Tuesday, November 15, 2011

Thanksgivng, czyli planujemy swiateczne przyjecie

Wszyscy chyba lubimy swieta, ale bardzo czesto jest to okres wzmozonego wysilku i w sumie jak juz goscie pukaja do drzwi to niejedna gospodyni najchetniej ukrylaby sie w szafie, bo jest tak przemeczona przygotowaniami. Sama pamietam jak dawniej robilam wiele rzeczy na ostatnia minute i czesto gdy goscie siedzieli przy stole to ja ciagle biegalam miedzy kuchnia a stolem.
Juz od lat staram sie tak organizowac swieta i nie tylko, tak abym mogla byc nie tylko gospodynia, ale i gosciem przy stole.  W ten sam sposob mozna zaplanowac kazde wieksze przyjecie.
Ja akurat skupie sie na przygotowaniu swieta Thanksgiving, bo obecnie jestem na etapie przygotowan do tego swieta, ale mysle, ze przy odrobinie wyobrazni kazdy bedzie sobie mogl ten plan dopasowac do wlasnych potrzeb.

Miesiac przed:
Ustalamy liste gosci i sprawdzamy czy nikt na liscie nie ma zadnych restrykcji lub preferencji dietetycznych, ktore musimy uwzglednic.

3 tygodnie przed:
Kompletujemy dokladne menu z zaznaczeniem kazdej przystawki, dania, deseru i napojow. Pamietajmy o napojach dla dzieci i osob nie pijacych alkoholu, glownie tych, ktorzy po przyjeciu musza siasc za kierownica.
Ja mam taki zwyczaj, ze przy okazji swiat i wiekszych przyjec nie powtarzam dan, ktore byly w ubieglym roku, a wiec praktycznie 100% mojego menu jest dla mnie zupelnie nowe, wiec przysiadam sie do tego szczegolnie ostroznie analizujac kazdy przepis pod katem wykonania, zeby uniknac niespodzianek.
Analizuje stopien trudnosci i czas wykonania.
Teraz tez sprawdzamy w jakim stanie jest obrus, ktory chcemy wykorzystac w dniu swieta.
Jesli wymaga prania, czyszczenia czy tez prasowania robimy to teraz.
Wyprasowany obrus skladam delikatnie i wieszam w szafie na wieszaku, tak aby mial jak najmniej zagniecen skladania. Dobrze jest wykorzystac do tego celu wieszak do spodni i nalozyc na niego rurke kartonowa po recznikach papierowych. Tym sposobem unikamy dodatkowych zagniecen.

2 tygodnie przed:
Na podstawie przepisow dan, ktore wybralismy do wykonania robimy dokladna liste potrzebnych produktow.
Teraz jeszcze przed zrobieniem pierwszych zakupow przegladamy wszystkie zapasy domowe w poszukiwaniu produktow, ktore juz mamy w domu. Kazdy znaleziony produkt odznaczamy na liscie zakupow.
Dopiero teraz mozemy sie wybrac po wstepne zakupy, w czasie ktorych kupujemy wszystko co da sie zamrozic, lub co moze lezec na polce przez najblizsze 2 tygodnie.
A wiec kupujemy mieso, produkty suche, produkty nie wymagajace specjalnej troski i alkohole.
Teraz tez z lista dan robimy dokladny spis wszystkich naczyn, w ktorych te dania beda podane na stol oraz liste lyzek, szczypcow i widelcow do serwowania. Nie ma nic gorszego niz brakujaca lyzka do serwowania, ktora w ostatniej chwili trzeba zastapic lyzka nie pasujaca do serwisu.
Osobiscie bardzo sie przykladam do tego, bo nie znosze zadnej zbieraniny naczyn na stole. Mysle, ze warto poswiecic czas i wyobraznie zeby spisac wszystko co zapewni, ze nasz stol bedzie wygladal naprawde swiatecznie.

Tydzien przed:
Teraz mozemy juz zaczac przygotowywac dania, ktore moga spokojnie polezec w lodowce lub zamrazalniku do dnia przyjecia. Na tym etapie zwykle robie zurawine do indyka, oraz gravy (sos do miesa).
Juz widze niektore zdziwione miny, jak mozna zrobic gravy, skoro gravy robi sie na tluszczu z pieczenia indyka, albo na podrobach, ktore jeszcze spokojnie leza w zamrozonym ptaku:)
A wiec mam tutaj moja mala tajemnice:)) Co roku po upieczeniu ptaszydla, zlewam do plastikowego pojemnika tluszcz lacznie z wytopionym sosem i zamrazam na nastepny rok. Tym sposobem nie musze robic sosu na ostatnia minute i jest zawsze esencjonalny, bo przeciez wiemy, ze najlepsze sosy robi sie z wypieczonego tluszczu.
Teraz tez robie ciasto kruche na pie i zamrazam.

4-5 dni przed:
Zabieramy sie za naszego glownego gosica na stole, czyli indyka.
Najbezpieczniejsza metoda rozmrazania jest ulozenie ptaka na dole lodowki, ja wykorzystuje do tego jedna z szuflad, w ktorych normalnie znajduja sie warzywa.
W zaleznosci od wagi nasze ptaszydlo potrzebuje odpowiednia ilosc czasu na rozmrozenie (ok. jeden dzien na kazde 5 funtow - 2.5kg wagi ptaszora).
Moj tegoroczny indyk wazy 15 funtow czyli potrzebuje 3 doby na rozmrozenie, a wiec zostanie umieszczony na dole lodowki na 4 dni przed swietem. Uwaga! Ptaszydla nie rozpakowujemy, tylko rozmrazamy w oryginalnym opakowaniu.

2 dni przed:
Dzis gotujemy zupe, oczywiscie w przypadku jesli zupa jest daniem na liscie. Od kilku lat w moim domu jest tradycja minimlanej ilosci zupy i tak sie rodzina przyzwyczaila, ze bez zupy nie byloby Thanksgiving.
Dzis tez gotujemy brine (marynate wodna) dla indyka. Marynata to glownie woda, sol i przyprawy. Gotujemy ok. 4 litry wody, reszta bedzie uzupelniona zimna woda z kostkami lodu.  Garnek (pojemnik) z ugotowana marynata wystawiamy na balkon, lub jesli w lodowce jest jeszcze miejsce wstawiamy do lodowki (w mojej lodowce juz nie ma miejsca:)), wiec marynata stoi na tarasie.
W tym dniu mozemy tez przygotowac czesc warzyw do dan "towarzyszacych" czyli side dishes.
I tak mozna juz pokroic lub zetrzec warzywa w odpowienia kostke, zdecydowanie mozna zetrzec ser do zapiekanek i te wszystkie skladniki moga lezec w lodowce w oznaczonych woreczkach ziplock.
Wiem, tarcie produktow mozna szybko zrobic w maszynie i tak robie, ale maszyne trzeba myc miedzy serem a marchewka, a to tez zajmuje cenny czas.

1 dzien przed:
Rano wyjmujemy indyka z lodowki, powinien byc juz rozmrozony i gotowy do dalszej obrobki. Myjemy ptaszydlo. Ja podroby i szyje pakuje do woreczka i chowam w zamrazalniku, w wolnej chwili z dodatkiem warzyw bedzie z tego wywar, ktory przyda sie do sosu, nadzienia i zupy na przyjecie w nastepnym roku.
Umytego indyka wrzucamy do brine (wodna marynata) i parkujemy znow na dole lodowki.
Dzis pieczemy ciasta oraz przygotowujemy side dishes (dania towarzyszace)
Mozna juz przygtotowac warstwy zapiekanki w naczyniu, w ktorym jutro bedzie zapieczona i podana na stol. Przygotowujemy wszystkie skladniki do nadzienia, tak aby jutro tylko zamieszac magiczna dlonia i wsunac je do piekarnika.
Mezem robimy ostatnie zakupy czyli warzywa lisciaste i owoce.
Przygotowujemy ewentualne zakaski, ktore wymagaja obrobki termicznej (pasztet) a moga polezec do jutra. W przypdku pasztetu mozna go spokojnie upiec kilka dni wczesniej i przechowywac w zamrazalniku.
Wieczorem nakrywamy stol, ustawiajac na nim nie tylko talerze dla gosci, ale wszystkie naczynia, ktore wczesniej zostaly przypisane odpowiednim daniom, stawiamy tam gdzie maja stac jutro. Tym sposobem unikamy przesuwania i reorganizowania stolu tuz przed obiadem.
Dzis wiemy juz gdzie kto siedzi:))
Uwaga na leworecznych, tych nalezy usadzic tak, aby nie tracali sie przy jedzeniu z praworecznym sasiadem.

Godzina zero czyli swieto:
Wstajemy radosne i podekscytowane (nie przemeczone) i pieczemy zapiekanki oraz nadzienie do indyka. Jesli jakies danie powinno byc koniecznie zrobione w dniu swieta, to robimy to teraz zaraz rano.
Myjemy i suszymy zielenine na salatki (ja zwykle robie dwie rozne salaty)
W czasie kiedy nasze side dishes i nadzienie sie piecze w piekarniku, my przygotowujemy salaty i umieszczamy je w miskach, ktore juz czekaja na nie na stole. Miske przykrywamy folia spozywcza i zapominamy o niej do czasu kiedy przyjda goscie.
Teraz przygotowujemy tez do pieczenia ptaka, czyli wyjmujemy go z brine i dokladnie osuszamy.
Ptaszydlo piecze sie dosc dlugo, min. 3 godziny ale dokladny sposob pieczenia jest juz w jednej notce, nie bede sie powtarzac.
Chociaz w tym roku po swiecie bedzie nowa:)) bo zmieniam brine i robie male udoskonalenia.
Ptak w piekarniku, gospodyni wyszla spod prysznica i sie pindrzy przed lustrem....
Wszystko idzie w/g planu.
Maz (partner) w tym czasie, poniewaz juz jest przygotowany na wizyte gosci, zeby mu sie nie nudzilo uklada na desce sery i owoce, ktore sa zakaskami, oraz na stoliku, przy ktorym beda spozywane zakaski uklada wszystko co przygotowalysmy wczesniej (dip, pasztet, nadziewane grzyby itp.)
Wiem, ja mam to szczescie, ze mam ogromny livingroom, w ktorym spokojnie miesci sie stol glowny i stolik do zakasek. Ale tez nie zawsze tak mialam, jak nie bylo osobnego stolika do zakasek to podawalam zakaski jako bufet na przygotowanej do tego celu szafce, lub na stoliku na kolkach.
Raczej unikam podawania zakasek przy stole glownym, bo to chcacy, niechcacy wprowadza to chaos na stole.
Moi goscie schodza sie na 2 godziny przed przewidywanym upieczeniem indyka.
Jest to czas wykorzystany wlasnie na zakaski i w tym czasie spoznialscy maja wybaczone;))
Nikt nie odwazy sie spoznic na obiad w moim domu:))
Nie u mnie, bo ja spoznialskich nie toleruje i musza sie sami obsluzyc, nie biegam, nie podaje, nie nadskakuje i nigdy nie odgrzewam dan, ktore zostaly podane zanim spoznialski sie pojawil. Ja w momencie gdy wyjmuje indyka z piekarnika juz jestem gosciem.
Wlasnie co robimy jak indyk jest upieczony?
Ptaszydlo musi odpoczac, my tez musielibysmy odpoczac gdyby nas trzymano w piekarniku przez kilka godzin. Wiec ptaszydlo nakryte folia aluminiowa odpoczywa przez 20-30 minut.
A my w tym czasie do ciagle wlaczonego piekarnika wstawiamy zapiekanki i dania towarzyszace, ktore powinny byc podane na cieplo. Teraz maja szanse podgrzania.
Ach, o malo co zapomnialam, bo ja nie ziemniaczana, ale Wspanialy zajmuje sie oprocz stolem zakasek rowniez gotowaniem ziemniakow. Tak, tak Wspanialy slini sie juz na sama mysl o ziemniakach od tygodnia:))
I to wszystko, to jest moj sposob na bezstresowe przyjecie swiateczne.
Mam nadzieje, ze komus sie przyda i rowniez mam nadzieje, ze w komentarzach podzielicie sie swoimi uwagami i swoimi sposobami.
A przepisy z ostatnich dwoch lat juz sa w notkach na Gotuje bo musze, oraz nowe, tegoroczne przepisy beda ale po swietach, a ja swietuje Thanksgiving w sobote;))

PS.
Zamieszczam te notke na obu blogach, bo nie wszyscy czytaja oba, a mam nadzieje, ze ta notka pomoze chociaz jednej gospodyni w zorganizowaniu przyjecia bez niepotrzebnego stresu.

Saturday, October 29, 2011

Pisz babo pisz;)

W polowie pazdziernika zawsze napada mnie na gotowanie. Jest to niezaprzeczalny znak, ze lato sie skonczylo i jesien opanowala moj swiat. A dzis to nawet zima mi sie wkradla o czym pisalam na moim glownym blogu TUTAJ
Latem bywam w kuchni, ze tak powiem sporadycznie, bo glownie zywimy sie czym popadnie, ale na zime to chce sie czegos cieplego. No chce sie, zwlaszcza jak czlowiek wraca pozno po calym dniu pracy.
A ze z kolei nie chce sie gotowac, to wpadlam na pomysl, ze gotuje duze ilosci dziele w pojemniki i zamrazam. Pozniej tylko wystarczy z rana wyjac pojemnik z zamrazarki i juz jest gotowy obiad na wieczor.
Wspanialy nazywa te obiady Mystery Dinners, bo ja nie podpisuje pojemnikow, pozniej nie pamietam jak co wygladalo, zreszta po zamrozeniu to 80% zawartosci pojemnikow wyglada tak samo, albo podobnie i tym sposobem nigdy nie wiadomo co zostalo wyjete do rozmrozenia.
I tak juz w ubiegly weekend dopadlam do garow i nagotowalam na zapas:
Barszczyk Ukrainski,
Golabki,
Meatballs w sosie pomidorowym,
Chille con carne.
A w tym tygodniu nie bardzo wiedzialam do czego sie dorwac, wiec zaczelam sie rozgladac po szafkach i polkach lodowki w poszukiwaniu produktow.
Natknelam sie na 6 puszek garbanzo beans (cieciorka) i pomyslalam sobie, ze cos przydaloby sie z tego wyczarowac. W szafce znalazlam woreczek lentils (soczewica) i postanowilam to wykorzystac.
Ilosci w ponizszym przepisie sa na oko, bo nic nie mierzylam, ale wykorzystalam ok. 1 szklanki soczewicy i dwie duze puszki cieciorki. Z tym, ze pamietajcie ja gotowalam gar dla malej armii:)))
Niestety kazdy musi sobie jakos dopasowac te ilosci w/g wlasnych potrzeb.
Pomyslu za wiele nie mialam ale zaczelam od przygotowania bazy warzywnej i tak na dno gara zeliwnego (uwielbiam moje zeliwne gary mimo, ze ciezkie sa jak cholera) wlalam troche oliwy z oliwek na to wsypalam pokrojona w kostke duza cebule. Jak cebula zrobila sie przezroczysta, to dorzucilam do tego pol glowki drobno posiekanego czosnku, gdy zapach czosnku ogarnal kuchnie dodalam posiekane 2 marchewki i 3 lodygi (posiekane) selera naciowego.
Podsmazylam to cale towarzystwo ok. 5 min po czym wrzucilam wyplukana soczewice i wyplukane z zalewy ziarna cieciorki. Zalalam wszystko woda, posolilam, popieprzylam i gotowalam.
Z czysto wrodzonej fantazji dodalam jeszcze listek laurowy i kilka ziaren ziela angielskiego.
Gotowalo sie i gotowalo az cieciorka i soczewica byly miekkie.
Sprobowalam i doszlam do wniosku ze cos mi tu brakuje.
Moim zdaniem wszelkiego rozaju grochy lubia wedzonke, a przeciez soczewica i cieciorka to jakies grochowate sa.
Pokroilam (3cm kawalki) opakowanie plastrow dosc chudego wedzonego boczku, wysmazylam go na osobnej patelni na tyle na ile sie dalo, po czym wysmazone chrupiace kawalki boczku wybralam lyzka cedzakowa i wrzucilam do zupy.
I znow mnie fantazja naszla.
Otworzylam zamrazalnik i wyciagnelam pojemnik z siekanym koprem, ktory zawsze tak przechowuje i wsypalam solidna ilosc kopru do zupy.
Teraz bylam zadowolona.
Postanowilismy, ze zjemy po misce swiezej zupy wlasnie dzis na obiad, a reszte sie jak zawsze zamrozi.
I wlasnie jedlismy kiedy Wspanialy powiedzial:
-- Mam nadzieje, ze zapisujesz przepisy na te zupy co je tworzysz na zime.
-- Mmmm...  no raczej... nie... - przyznalam sie bez bicia.
-- To pisz babo pisz, bo to naprawde dobra zupa, a Ty potem nie pamietasz i na nastepny rok jest zawsze cos innego.
-- Ale to ciekawiej jak jest co roku cos nowego.
-- No owszem ciekawie jest, ale ja czasem chcialbym te sama zupe, a jak sie upominam to Ty zupelnie nie masz pojecia o czym mowie.
No to zapisalam.
Zdjecia nie bedzie, bo zupa juz zamrozona, a ta co zjedzona tez sie sfotografowac nie da;/
Jak bede pamietac, to cykne zdjecie jak rozmroze pojemnik kiedys;))
A narazie polecam, bez dowodow, tak tylko na slowo harcerza...

Monday, August 15, 2011

Kreatywnosc z koniecznosci

Wczoraj caly dzien i noc padalo. Rano wyszlam na patio, zeby zebrac dojrzale pomidory koktajlowe i zobaczylam, ze czesc z nich popekala z deszczu. Wyrzucic szkoda, polezec nie poleza, wiec musialam cos wydumac zeby je zuzyc.
Wczesniej planowalam na obiad spagetti z krewetkami i tak patrzac na te pomidory przypomnialo mi sie, ze kiedys ogladalam program, w ktorym jakis wloski szef kuchni przyrzadzal wlasnie spagetti z krewetkami i z pomidorkami koktajlowymi.
Nie wiem na ile udalo mi sie odtworzyc to danie z pamieci, bo nie zapisalam nigdzie przepisu, a znalezc go tez nie moglam na necie skoro nie pamietam nazwiska szefa, ale danie wyszlo na tyle ciekawe i smaczne, ze postanowilam zapisac tutaj.

Pasta z krewetkami inaczej

makaron spagetti
krewetki swieze, oczyszczone
pomidory koktajlowe
cebula
kilka zabkow czosnku
garsc lisci swiezej bazyli
sol
pieprz
papryka w proszku
oliwa z oliwek lub inny dobry olej
odrobina cukru

Nie podaje ilosci, bo ja robilam to danie na dwie osoby, wiec wszystko zalezy od ilosci osob i ich indywidualnego apetytu;)
Wstawic wode na gotowanie makaronu i w tym czasie przygotowywac sos.
Najpierw pokroic pomidory na polowki, lub cwiartki w zaleznosci od wielkosci, ja mialam w sumie dwa rodzaje pomidorow, bo te bardziej czerwone byly kupione i te o dziwnym kolorze to z naszych skrzynek.
Posiekac cebule w kostke sredniej wielkosci i drobno posiekac czosnek.
Sol, pieprz i papryke wymieszac w razem w na tyle duzej misce, zeby zmiescily sie tam wyplukane i wysuszone wczesniej krewetki.
Jak woda sie zacznie gotowac, wrzucic makaron i zaczac glowne przygotowanie sosu.
W duzej patelni rozgrzac oliwe. Krewetki wrzucic do wymieszanych przypraw i po obtoczeniu wrzucic je na ostry ogien. Szybko podsmazajac, doslownie kilka sekund na kazda strone, tak zeby sie tylko przyrumienily ale nie ugotowaly. Wyjac krewetki na osobna miske i do tluszczu na patelni dodac najpierw cebule. Jak juz cebula zacznie mieknac dodac czosnek, kiedy czosnek wydzieli aromat dodac pomidory, a kiedy te z kolei zaczna sie marszczyc dodac pokrojone w paseczki liscie bazyli.
Gotowac na srednim ogniu ok. 3-4 minuty.


Nastepnie dodac wczesniej podsmazone krewetki i dusic je w sosie przez ok. 4 minuty, w zaleznosci od wielkosci krewetek. Uwazac, zeby nie za dlugo, bo przegotowane krewetki sa gumiaste w smaku i nie dobre. W tym czasie powinien sie ugotowac makaron, ktory ja wyjmuje specjalna lyzka prosto z wody do patelni z sosem. W ten sposob ociekajacy woda makaron latwiej laczy sie z sosem.
Calosc wymieszac, przykryc pokrywka i wylaczyc gaz. Po kilku kolejnych minutach danie jest gotowe.



Podawac skropione oliwa z oliwek i sokiem cytrynowym.

Sunday, July 3, 2011

Szybko, latwo i piknikowo

Bylismy w wczoraj w upstate, w pieknym miasteczku zwanym Cold Spring, ktore jest otoczone gorami i lasami, wiec pomyslalam, ze to dobra okazja, zeby zabrac ze soba koszyk piknikowy.
A poniewaz projekt wyjazdu jak zwykle zrodzil sie na dzien przed, musialam zrobic cos szybkiego i jednoczesnie smacznego.
Tym sposobem powstala salatka z tortellini.
Nie podaja ilosci skladnikow, bo to wszystko robi sie na oko:)

Salatka z trotellini

Pierozki trotellini
Piniole
Brokuly
Papryka
Pomidory koktajlowe
Pesto
Tarty Parmezan
Oliwa z oliwek
Pieprz i ewentualnie sol do smaku.

Pierozki ugotowac, w tym czasie kiedy sie gotuja przygotowac reszte. Na suchej patelni lekko podrumienic piniole, dodac do nich rozyczki brokul i papryke pokrojana w kawalki. Ja ledwie podgrzewam brokuly i papryke, bo lubie jak sa prawie surowe, jesli ktos lubi bardziej podsmazone, to prosze bardzo, nie ma problemu:)


Do odcedzonych i goracych pierozkow dodac pesto i wymieszac, nastepnie dodac zawartosc patelni i pomidory koktajlowe, dodac oliwke i swiezo starty Parmezan. Popieprzyc i lekko posolic do smaku, ja nie sole, bo unikamy soli, ale zdaje sobie sprawe z faktu, ze wiekszosc lubi posolone.
Wymieszac i gotowe.
Mozna jesc na cieplo, mozna rownie dobrze na zimno.
Salatka jest smaczna i bardzo latwa w przygotowaniu.



Smacznego!

Sunday, May 8, 2011

Bajaderki czyli jak wykorzystac resztki ciast

Tak sie zlozylo, ze po Wielkanocy zostalo mi ciasto czekoladowo-migdalowe, nie cale, ale polowa. I u mnie jak nie zostalo zjedzone w czasie swiat, to pies pogrzebany. Wspanialy nie ruszy, bo "swieta sie juz skonczyly", ale czyms nowym nie pogardzi, bo slodkie owszem lubi.
Szkoda mi bylo wyrzucic tego ciasta i przypomnialam sobie jak to dawno temu w Polsce z takich resztek, lub nawet nieudanych ciast robilo sie bajaderki. Przepisu nie mialam, ale mniej wiecej pamietalam na czym to polega i tym sposobem zrobilam calkiem smaczne bajaderki.

Bajaderki

Skladniki podaje orientacyjnie, bo wszystko zalezy od tego jakie ciasto uzywamy, ale staralam sie mniej wiecej zwazyc i zmierzyc co sie dalo.
I tak w moim przypadku mialam:
580g ciasta
150ml mleka
75g masla
paczka herbatnikow
200g powidel sliwkowych
szklanka rodzynek
wiorki kokosowe i siekane migdaly do obtoczenia.

Rodzynki namoczylam na noc w rumie i rano odcedzilam, rum mozna potem wykorzystac do herbaty czy kawy, taka procentowa wkladka nie zaszkodzi:)
Ciasto pokruszylam w malakserze, mleko zagotowalam z maslem i wystudzone dodalam do ciasta.
Do okruchow ciasta dodalam wystudzona mieszanke mleka z maslem, rodzynki, powidla sliwkowe i pokruszone herbatniki.
Herbatniki to w zasadzie dodalam tylko dlatego, ze mikstura wyszla za miekka.
Jesli ciasto podstawowe jest suche, to prawdopodobnie nie beda potrzebne, ale warto je miec pod reka, na wszelki wypadek. Najlepiej tez dodawac skladniki stopniowo caly czas w miedzyczasie mieszajac, wtedy jest sie latwiej zorientowac czy potrzeba wiecej skladnikow mokrych, czy suchych.


Calosc dobrze wymieszac, sprobowac czy nie nalezy dodac troche cukru jesli ciasto bylo nie slodkie, ja nie dodawalam, bo moje ciasto bylo czekoladowe, a wiec mialo wystarczajaco duzo slodyczy i zdecydowany smak. Teraz z mieszanki nalezy utoczyc kulki i obtoczyc je w wiorkach, albo pokruszonych orzechach, lub migdalach. Jesli masa jest sucha i wiorki nie przylegaja mozna zrobic polewe czekoladowa i najpierw obtoczyc kazda bajaderke w polewie, a potem w wiorkach.
Ja robilam bez polewy, bo moje ciasto bylo dosc miekkie, jesli jest za miekkie i klei sie do rak, to trzeba wstawic na godzine lub dwie do lodowki, zeby stezalo.



I prosze juz gotowe bajaderki, ktore tez radze przechowywac w lodowce, chociaz znikaja zaskakujaco szybko:)

Sunday, May 1, 2011

Passover jeszcze raz

Od czasu kiedy zrobilam ten torcik z macy Wspanialy staral sie mnie przygotowac na ewentualna porazke, nie dowierzal, ze cos takiego moze sie udac z macy.
Ja, poniewaz nie mam zadnego doswiadczenia z maca, tez nie mialam pojecia czy przy probie krojenia "cegla" sie nie rozsypie na drobne okruchy, wiec dalej kombinowalam, co by tu jeszcze wymyslic na uratowanie deseru.
No i wymyslilam, przypomnialam sobie, ze Wspanialy zakupil paczke macaroons (ciasteczka kokosowe) tak na wszelki wypadek, bo to jest "kuloodporny, pewny deser na Passover".
Wzielam te paczke ciastek, wrzucilam do malaksera i rozdrobnilam najdrobniej jak sie dalo.
Te ciastka sa kleiste i bardzo slodkie, wiec pomyslalam sobie, ze beda dobrym partnerem do nadzienia key lime (z limonek).
Wylepilam forme do tart (tak sie chyba po polsku nazywa pie) okruchami ciastek i zabralam sie do robienia key lime nadzienia.

Key lime "budyn"

2 puszki mleka skondensowanego
3 zoltka
3 bialka
1 szklanka soku z limonek
skorka otarta z jednej limonki
2 lyzki stolowe cukru pudru

Nagrzac piekarnik do temperatury 160C.
W mikserze zmiksowac mleko, zoltka, sok z limonek i otarta skorke na jednolita mase.
Wylac calosc na wylozona pokruszonymi ciastkami forme i zapiec przez 10 min.
W tym czasie ubic sztywna piane z bialek z dodatkiem 2 lyzek cukru pudru i wylozyc ja na ciasto. W zaleznosci od gustu mozna ja rowno rozsmarowac, albo ukladac bezksztaltnymi kupkami tak jak ja to zrobilam. Wstawic calosc do piekarnika na kolejne 10 minut po czym opalic wierzch piany ogniem z bakers torch (to taki cukierniczy palnik)



I tu wlasnie dalam ciala:)) Poniewaz nie posiadam palnika, to wstawilam calosc do piekarnika ustawionego na funkcje broil i 2 minuty jednak bylo troche za dlugo;/ Prawdopodobnie wystarczylaby minuta, no ale na bledach sie czlowiek uczy. Na szczescie nikt z gosci nie narzekal, a ja calosc posypalam jeszcze dodatkowo otarta skorka z lemonki i jakos uszlo w tloku;))



W sumie tarta jest pyszna i kombinacja slodkiego spodu z duza iloscia kwasnego soku z lemonek doskonale sie balansuje.
Tarte nalezy przechowywac caly czas w lodowce.

Dalszy ciag deserow na Passover

Nastepnym ciastem, ktore sie doskonale nadaje na Passover jest:

Ciasto czekoladowo-migdalowe

1 i 1/4 szklanki migdalow
160g masla
225g ciemnej czekolady
1/2 szklanki cukru (jak ktos lubi slodkie ciasta mozna dac wiecej)
6 zoltek
3 bialka
2 lyzki stolowe cukru do piany z bialek
otarta skorka z jednej pomaranczy
1 lyzka stolowa ciemnego rumu
1/3 lyzeczki soli

Piekarnik nagrzac do temp. 180C i podgrzac w nim obrane ze skorki migdaly tak aby sie wysuszyly ale nie przypalily (moga miec lekko zloty kolor) ok. 6-7 minut.
Wystudzone migdaly zmielic drobno w malakserze na konsystencje grysiku, uwazac, zeby nie zrobila sie pasta.
Posiekac maslo i razem z pokruszona czekolada rozpuscic w kapieli wodnej. Odstawic do przestygniecia, w tym czasie nasmarowac forme maslem i wysypac cukrem pudrem, albo mozna w tym celu kupic kosherna maca meal. Pamietajmy, ze w Passover nie wolno uzywac zwyklej maki.
Mikserem zmiksowac na puszysta, jasna piane 6 zoltek i 1/2 szklanki cukru.
Dodac sol, rum i otarta skorke z pomaranczy, a nastepnie rozpuszczona czekolade z maslem oraz porcjami zmielone migdaly.
W osobnej misce ubic piane z 3 bialek, jak piana jest juz lekko sztywna dodac powoli 2 lyzki cukru i ubijac dalej na sztywno.
Wylaczyc mikser i sztywna piane dodawac powoli do mieszanki czekoladowo-migdalowej. Najpierw 1/3 porcji piany delikatnie wymieszac i potem dodac reszte.
Piec w temp. 180C ok. 35 do 40 minut.
Ciasto wyrasta, ale potem opada i w rezultacie jest dosc niskie i miekkie w srodku, a wiec metoda patyczkowa nie jest odpowiednim wykladnikiem, bo patyczek zawsze wyjdzie z ciasta lekko klejacy.
Podawac posypane cukrem pudrem, albo z bita smietanka.
Ja serwowalam posypane cukrem pudrem i pokropione lekko polewa czekoladowa:


Ciasto jest bardzo smaczne, czekoladowe z wyraznym dodatkiem migdalow i lekka nutka pomaranczy, ktora podkresla bukiet smakowy calosci.

Saturday, April 30, 2011

Desery na Passover

Tak sie zlozylo, ze w tym roku musialam zrobic z okazji Wielkanocy desery odpowiadajace restrykcjom zydowskiego swieta Passover. Restrykcje sa dosc powazne, bo nie wolno w takich deserach uzywac maki, a to juz wydawaloby sie wyklucza pieczenie ciast.
Niekoniecznie, jak sie okazuje:)
Myslalam, myslalam az wymyslilam.
I tak postanowilam zrobic przekladaniec z macy, cos na podobienstwo Stefanki, ktora jest robiona z herbatnikow przekladanych kremem.
Maca jest jednak bardzo krucha i sucha, wiec pomyslalam, ze warto byloby ja czyms nasaczyc.
W tym celu przygotowalam "poncz" z mocnego naparu kawy z dodatkiem likieru kawowego.
Ale nie da sie macy nasaczac przez zanurzenie, bo sie bardzo szybko kruszy, w zwiazku z czym polozylam kawalek macy na desce do krojenia i nasaczalam ja pedzelkiem moczonym w ponczu.
Tak przygotowany plaster macy nalezy zostawic na 2-3 minuty a potem posmarowac kremem.
Ja zrobilam kerem waniliowy z dodatkiem soku z cytryny, ale moze byc kazdy inny krem jaki lubimy.
I tak kolejno nasaczamy kawalek macy, odczekujemy kilka minut zeby krem nie splywal i smarujemy kremem, przykladamy nastepnym kawalkiem i powtarzamy cala operacje: nasaczanie, czekanie, smarowanie.
Na koniec jak juz jest calosc zrobiona, ja mialam 12 warstw to obciazamy powstaly torcik inna deska do krojenia i stawiamy na niej cos ciezkiego. Moze byc sloik z dzemem, ogorkami cos co spowoduje, ze poszczegolne warstwy beda sie laczyly.
Nastepnego dnia przygotowujemy polewe czekoladowa (w/g wlasnego przepisu) lub jak w moim przypadku 100g gorzkiej czekolady na 100 ml slodkiej smietanki rozpuszczone razem w kapieli wodnej.
Jak polewa zaczna stygnac i gestniec to caly torcik smarujemy.


Tak wyglada calosc.
Torcik radze wkonac na dwa dni przed konsumpcja, wtedy jest bardziej miekki.
A jesc najlepiej tego samego dnia kiedy zostal pokrojony, bo niestety pokrojone czesci szybko wysychaja.



Smakuje taki torcik bardzo podobnie do wafli domowej roboty i jest naprawde doskonalym pomyslem na passoverowe swieto.
W nastepnych notkach podam przepis jeszcze na ciasto czekoladowo-migdalowe, ktore rowniez nadaje sie na Passover bo jest pieczone bez maki, oraz na passoverowa key lime pie.

Przyprawy i marynaty

Postanowilam zalozyc nowy dzial, w ktorym bede umieszczac mieszanki przypraw i marynat do mies, ktore czesto robie jednorazowo a potem nie pamietam co z czym namieszalam:)
I tak piewsza mikstura, to marokanska mieszanka przypraw suchych,  ktora robilam w tym roku na Wielkanoc do jagnieciny.
Jesli ktos lubi takie egzotyczne smaki to polecam, mysle, ze marokanskie przyprawy szczegolnie dobrze sprawdzaja sie w przypadku jagnieciny lub miesa koziego, ktore charakteryzuje troche inny smak i zapach. Pewnie tez bylaby to dobra mieszanka do niektorych mies dziczyzny.
Generalnie mieszanka marokanska moze zawierac ok. 30 roznych przypraw, ja znalazlam w necie kombinacje ograniczajaca sie do 12 i mysle, ze to wystarczy:)

Mieszanka marokanska:

2 lyzki stolowe imbiru
2 lyzki stolowe mielonej kolendry
1 i 1/2 lyzki stolowej kminu rzymskiego
1 i 1/2 lyzki stolowej kardamonu
1 i 1/2 lyzki stolowej czarnego pieprzu
1 i 1/4 lyzki stolowej galki muszkatolowej
1 lyzka stolowa kurkumy
1 lyzka stolowa ziela angielskiego
1 lyzka stolowa cynamonu
1 lyzka stolowa papryki
1/2 lyzki stolowej pieprzu kajenskiego
duza szczypta szafranu

Najlepiej uzywac wszystkie skladniki (oprocz szafranu) w formie sproszkowanej, jesli nie mozna dostac, to nalezy ziarenka utluc w mozdzierzu lub zmielic w mlynku do przypraw.
Wszystko razem wymieszac i nacierac mieso przed pieczeniem, ja pozwalam aby takie mieso polezalo ok. 2 godzin przed obrobka termiczna, wtedy przyprawy maja czas lepiej nasiaknac.

Poniewaz uzywalam tej kombinacji przypraw, a jest ona dosc aromatyczna, to marynate przygotowalam bardzo delikatna zeby nie kolidowala z przyprawami.

Marynata do jagnieciny

oliwka z oliwek, sok z cytryny, mieta, sol, pieprz i czosnek wycisniety przez praske.

Nie podaje ilosci bo to zalezy od wielkosci kawalka miesa, ale wszystkie skladniki nalezy polaczyc i nasmarowane solidnie taka miksutra mieso odlozyc do lodowki na 6-8 godzin, najlepiej na noc.

Monday, February 21, 2011

Dla milosnikow pesto

Oboje ze Wspanialym bardzo lubimy pesto, ciagle jeszcze mam w zamrazalniku zapas pesto wlasnej roboty, wiec sie bardzo ucieszylam jak znalazlam w miesieczniku Food Network przepis na zupe z pesto.
Makaronow nie jadamy za wiele, wiec tych zrobionych zapasow tez nie ubywa.
Przepis na pesto jest tutaj.
A teraz przystepujemy do zupy:)
Najpierw opalilam dwie czerwone papryki, mozna to zrobic w piekarniku, ale ja zrobilam normalnie na palniku gazowym. Trzeba tylko stac i obracac papryke, tak aby skora sie dokladnie zweglila. Takie opalone czarne papryki wrzucamy na 5-8 minut do papierowej torby, albo owijamy recznikiem papierowym i wrzucamy do plastikowego ziplock lub innej plastikowej torebki.
Po kilku minutach jak papryki ostygna to bardzo latwo schodzi z nich zweglona skora, wycinamy nasiona i kroimy w paski, lub kostke jak tam komu w glowie gra.
Nastepnie na dno garnka, w ktorym bedziemy gotowac zupe wlewamy troche oliwy z oliwek i wrzucamy kilka zabkow czosnku pokrojone w plasterki, albo posiekane. Jak czosnek zacznie pachniec dosypujemy troche red pepper flakes (to jest mieszanka suchej skory i ziarenek z ostrej papryki).
Nastepnie dodajemy do tego wyplukana fasole z puszki, ja dalam czerwona bo akurat taka mialam w domu, ale w przepisie byla biala. Fasola, to fasola, z biala zupa pewnie mialaby nieco ladniejszy wyglad, ale co tam:) Dodajemy do tego szklanke wody i gotujemy na malym ogniu az zacznie troche gestniec. Teraz kolej na pesto i tarty parmesan. Parmesan zageszcza calosc, wiec teraz dodajemy gotowany wywar z kurczaka, ktorym regulujemy gestosc zupy. Dodajemy tez siekany seler lodygowy. Na koniec gotowania kiedy seler i fasola sa miekkie dodajemy wczesniej posiekana papryke i posiekane oliwki.



Ja jak zwykle gotowalam te zupe "na oko", bo gotowalam duzo wieksza ilosc niz przewidywal przepis, ale postaram sie podac mniej wiecej ilosci skladnikow jakie byly w przepisie:

5 zabkow czosnku
szczypta red pepper flakes
2 puszki fasoli
1 cup wody
3 lyzki stolowe pesto
2 lyzki stolowe tartego parmesanu
3 cups wywaru z kurczaka
1 cup posiekanego selera lodygowego
1/4 cup papryki
1/4 cup oliwek

Z tego wszystkiego ja dalam zdecydowanie wiecej pepper flakes i pesto, bo lubimy ostre i lubimy pesto:))
Zupa jest naprawde dobra i niecodzienna, mysle, ze jak ktos lubi pesto, to na pewno bedzie mu smakowala.