Zlote mysli


The only time to eat diet food is while you're waiting for the steak to cook.

Julia Child

Sunday, December 27, 2009

Mini kurczaki

W Stanach nazywa sie takie mini kurczaki cornish hens. Nie moglam znalezc polskiej nazwy tych malych ptaszkow, jakos nie bardzo dowierzalam Wspanialemu, ze to nic wiecej tylko kurczak, ktoremu nie bylo dane dorosnac do wiekszych rozmiarow, az wreszcie zerknelam do Wiki i przekonalam sie, ze Wspanialy ma racje. Sa to kurczaki, ktorym nie pozwolono dorosnac.
Zanabylam wiec takie mniniaturki na Boze Narodzenie, bo juz nie mialam pomyslu co by tu wykombinowac na bozonarodzeniowy obiad i postanowilam zrobic a nazwalam je:

Butterfly cornish hens w pomaranczowej glazurze
Potrzebujemy do tego mini kurczaki w ilosci jeden na dwie osoby (polowka na glowe jest w sam raz)
sol, pieprz, musztarde dijon, mrozony koncentrat soku pomaranczowego i to wszystko.



Ptaszydla umyc i kladac na desce piersiami w dol wyciac kregoslup. W ten sposob mozna ptaka rozlozyc na plasko i lekko uderzajac w piersi rozplaszczyc. Posolic i popieprzyc wewnetrzna strone i ulozyc w zaroodpornym naczyniu wysmarowanym maslem.

Znow posolic i popieprzyc i wstawic do nagrzanego do 210C piekarnika.
Lyzke stolowa musztardy wymieszac z dwoma lyzkami koncentratu pomaranczowego i po 30 min pieczenia posmarowac ptaki ta mieszanina. Piec przez nastepne 30 min. Wyjac i znow posmarowac reszta mieszanki koncentratu z musztarda, po uplywie 15 minut przeciac nozycami do drobiu na pol wzdluz kosci mostka.

Takie mlodziutkie kurczaki maja cienka skore i glazura doskonale przez nia penetruje mieso nadajac mu ciekawy bardzo delikatny smak.
Podalam udekorowane plastrem pomaranczy z dodatkiem salatki z aruguli, serem feta i jezynami i czastkami pomaranczy.

Saturday, December 26, 2009

Zapasy do wykorzystania

Jestem chomikiem i chomikuje bez opamietania, kupuje bo uwazam, ze cos powinnam miec, a potem lezy/stoi to miesiacami na polce i niestety, musze sie przyznac, ze czesto nigdy nie zostaje wykorzystane.
Przy ostatnim remanencie odkrylam 2 puszki maku z bakaliami firmy Bakaland, termin waznosci wisi na wlosku, wiec cos nalezalo z tym zrobic. Wspanialy przekonuje, ze puszki sa w sumie dobre nawet rok po uplywie terminu waznosci, chyba, ze "spuchna" to wtedy nawet nie ma ich po co otwierac. Moze to i racja, bo pamietam, kilka puszek w moim zyciu, ktore mocno przeterminowane, jednak nie byly spuchniete.
Ale postanowilam sie poprawic i nie kupowac jak sroka, bo sie swieci, oraz jesli juz kupilam, to wykorzystac.
Takim to sposobem padlo na mak w puszce. O klasycznym makowcu w formie strucli nawet nie marze, bo ciasto drozdzowe to moja pieta Achillesowa a i roboty przy tym od groma i ciut, ciut, a wiadomo narobic to ja sie raczej nie lubie.
Makowiec na kruchym spodzie odpada, bo nie przepadam za kruchymi spodami i zrobic tez go trzeba.
Tak wiec zostalam z puszka na sumieniu i juz myslalam, ze nic nie wymysle, az wpadlam na pomysl zeby poszperac w zasobach WZ, tam zawsze jakas madra glowa cos wymysli.
Mialam racje, Ave, ktora zreszta poznalam bedac w Polsce ma tam doskonaly przepis na tort makowo-bakaliowy.
Ewusku, niech Ci pan Bog w dzieciach wynagrodzi za uratowanie mojej puszki maku przed niechybna smiercia przez wyrzucenie;)
Tort makowy z kremem migdalowym

1puszka maku Bakaland (850g) mozna dodac wiecej bakali jesli ktos lubi, ja zostawilam jak jest, bo obawialam sie ze wieksza ilosc bakali moze byc za ciezka.
1/3 cup cukru (mozna wiecej, jak ktos lubi bardzo slodkie)
150g masla
50g bulki tartej
6 jajek
kasza manna do wysypania formy

Maslo o temp. pokojowej utrzec z cukrem na puszysta mase, dodac po jednym zoltka odzielone od bialek.
Potem powoli dodawac mase makowa i bulke tarta. Bialka ubic na sztywna piane z dodatkiem szczypty soli i delikatnie polaczyc z masa.
Dno tortownicy wylozyc papierem do pieczenia, boki posmarowac tluszczem i wysypac kasza manna.
Piec w temp. 180C ok. 60min w zaleznosci od piekarnika, najlepiej z funkcja teromobiegu.
Ciasto wyrasta, ale potem opada, w sumie nie jest wysokie, ale daje sie ostroznie przekroic. Nawet jak peknie, bo peka latwo to da sie uratowac;)
Tak naprawde to nie mam wiekszego uzasadnienia dlaczego postanowilam zrobic krem migdalowy do tego ciasta, chyba poza tym, ze mialam migdaly w platkach i chcialam je zuzyc;)
Z drugiej strony doszlam do wniosku, ze zmielone na drobny "srut" platki migdalowe beda sie doskonale komponowac ze srutem maku i nie beda razily, tym sposobem powstal krem.

Krem migdalowy

4 jajka
1 lyzka stolowa cukru
150g bialej czekolady
3 lyzki stolowe slodkiej smietany
1cup zmielonych migdalow
3/4 cup mleka w proszku
380g masla
3 lyzki stolowe cukru pudru

Cale jajka ubic na parze z dodatkiem lyzki cukru, dodac rozpuszczona w na parze czekolade z dodatkiem slodkiej smietany dobrze wymieszac. Dodac zmielone w mlynku do kawy migdaly, mleko w proszku, zmiksowac i odstawic do calkowitego ostudzenia.
Maslo utrzec z cukrem pudrem na puszysta mase i ciagle ucierajac dodac powoli miks jajeczno-migdalowy.
Polowa masy przelozyc biszkopt i druga polowa oblozyc caly tort, posypac podpieczonymi na suchej patelni platkami migdalowymi.


Tort jest naprawde pyszny!!!
Ewus (Ave) dziekuje serdecznie za zamieszczenie tego przepisu na WZ:))

Friday, December 25, 2009

Paella z owocow morza.

W zwiazku z czesciowym zerwaniem z tradycja wigilijna, postanowilam w miejsce tych wszystkich dan zrobic paelle, a tylko zachowac barszczyk z pasztecikami (ostatnia notka) i dwa rodzaje sledzi, oraz koktajl z krewetek. Pomimo zerwania, chce zachowac bezmiesny jadlospis wigilijny, wbrew temu co tam sobie kk pozmienial, nie beda mnie oni mieszac w moich wlasnych tradycjach:)
Stac mnie na wlasne obalanie starych i tworzenie nowych tradycji:)
Wobec tego paella byla tylko z owocow morza, a nie klasyczna z kielbasa chorizo i kurczakiem. Przepis na klasyczna posiadam i kiedys podam w ramach latania dziur czasowych w momentach kiedy nie gotuje, bo nie musze.

Wigilijna paella
krewetki
przegrzebki
malze
mule
moga tez byc ogony rakow, ale tym razem nie dalam.
ryz
sok z malzy
oliwa
sol
pieprz
sos sofrito*
papryka czerwona
oliwki zielone
groszek zielony
szafran

Ilosci nie podaje, bo to sobie kazdy musi ustalic sam w zaleznosci od ilosci osob.
Zaczynamy od podgrzania oleju na duzej ale nie za glebokiej patelni, wrzucamy kolejno krewetki, przegrzebki, dodajemy szafran i sos sofrito* sol, pieprz potem malze i mule. Dodajemy sok z malzy i przykrywamy pokrywa, co kilka minut sprawdzajac czy sie wszystkie muszle otworzyly.


Potem dodajemy podgotowany ryz, posiekane oliwki, papryke pokrojona w kostke lub paski, groszek zielony. Calosc mieszamy i wstawiamy do piekarnika, az ryz bedzie miekki i sos odparuje.

I to cala filozofia paelli, danie gotowe do spozycia. Jesli ktos lubi to moze podawac posypana zielona pietruszka, ja nie lubie, wiec tego nie robie, zamiast pietruszki wole cilantro, ale bylo nieobecne w domu, wiec sie obeszlo bez. Koniecznie natomiast nalezy podac z kawalkiem cytryny i niech sobie sami goscie skrapiaja wedlug wlasnego uznania.

* przepis na sos sofrito podam w nastepnej notce:)

Wigilia w pigulce

czyli zupelnie bezbolesna:)
W tym roku postanowilam, ze na swieta nie bede wmuszac w rodzine (wielka rodzina, 3 osoby) tradycyjnych dan polskich. Wspanialy je przez grzecznosc i obawiam sie, ze juz na 2 tygodnie przed swietami stresuje sie wygrzebywaniem osci z filetow sledziowych. No on tak ma, ze sie boi osci jak diabel swieconej wody, wiec kladzie kawalek sledzia na talerzu i grzebie w nim, nie zwracajac uwagi na moje zapewnienia, ze osci tam niet.
Mozecie sobie wyobrazic co sie dzialo, jak w czasie pobytu w Polsce, bratowa kiedys na obiad podala cale pstragi pieczone!!! Glupio mu bylo grzebac, to podziubal i zostawil wymawiajac sie, ze nie jest glodny.
OK juz wracam do tematu.
Wiec powycinalam wszystko co sie dalo wyciac z wigilijnego menu ale na wyrazne zyczenie i prosbe Potomka pozostawilam barszczyk czerwony, ktory co prawda Potomek preferuje z uszkami, ale zezre tez z pasztecikiem.
Wiadomo uszek to ja nie lepie, przeciez gotuje tylko jak musze.
Prosbe o barszczyk Potomek tez wniosl z lekka za pozno, bo bylo to juz po moich zakupach na Greenpoincie, wiec cala prosba byla pod znakiem zapytania. Duzym znakiem.
Ale okazalo sie, ze w zamrazarce mam jeszcze jeden pojemnik barszczu z ubieglej wigili.
Ha!! Niebo nade mna czuwa, bo juz mialam stres pod tytulem gotowanie barszczyku.
Tego tez nie robie.
Kupuje gotowy barszczyk w sprawdzonym polskim sklepie gdzie tenze jest wytwarzany metoda "domowa" cokolwiek mialoby to nie oznaczac, potem go sobie dosmaczam pod moj wlasny gust i jest OK.
Wiec barszczyk byl, uszek nie znaleziono, zreszta ubiegloroczne uszka moglyby sie do niczego nie nadawac, to postawilam na paszteciki.
Pewnie teraz ktos mysli, ze przy pasztecikach tez duzo roboty, to sie zaraz przekona, ze nie.
Paszteciki zrobilam z samymi grzybami, bo gotowanie kapusty, to dodatkowa robota i zapach niezbyt swiateczny. Paszteciki byly w zakupionych specjalnie na te okazje foremkach z ciasta francuskiego.
Caly projekt pasztecikowy zaczynamy od stworzenia farszu.
W tym celu bierzemy swieze grzyby, ja mialam porcini i garsc grzybow suszonych, te drugie zalewamy goraca woda i odstawiamy do nasiakniecia.
W miedzyczasie swieze grzybki koroimy jak popadnie i podsmazamy na patelni, na masle, studzimy.
Teraz wrzucamy do food processora cebule, podsmazone i wystudzone grzyby oraz odcisniete suszone grzyby. Naciskamy guzik i rozdrabniamy na calkiem drobno.
Cala mieszanine jeszcze raz podgrzewamy dla polaczenia smakow i przy tym solimy i pieprzymy.
Teraz wyjmujemy zakupione foremki z ciasta francuskiego i ukladamy na blaszcze do pieczenia, przy pieczeniu stosujemy sie dokladnie do sugestii producenta wyczytanych na opakowaniu.
Pod koniec pieczenia podnosimy pokrywki foremek, napelniamy farszem, przykrywamy i pizgamy calosc do piekarnika na kolejne kilka minut.
O i mamy takie paszteciki:)

Malina;)))

Sunday, December 20, 2009

Cos ze mna nie tak;)


Chyba sie starzeje:)) to znaczy, wiadomo, ze sie starzeje, bo chyba nikt kto zyje nie mlodnieje, ale cos mi sie zdawa, ze zaczynam wchodzic w niebezpieczny okres:)
Skad taka konkluzja? Coz zaobserwowalam cos niepokojacego.
Mianowicie w srode jedna z moich klientek przyniosla mi ciastka wlasnego wypieku. Ja ciastek nie lubie, ale jak przystalo na porzadna osobe przyjelam je z radoscia i wdziecznoscia. Po czym jak tylko klientka sobie poszla, to ja postawilam pudlo ciastek na stoliku i pomyslalam "niech sie czestuje kto chce".
Kilka godzin pozniej przypomnialam sobie, ze nic nie jadlam, a bylo juz za pozno na lunch, jeszcze dwie godziny i pojade do domu. Hmmmm co tu zrobic?
Nic, zaczelam wyzerac po jednym ciastka. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale najbardziej zasmakowaly mi takie z orzechami pecans.
Nastepnego dnia zadzwonilam do Karen:
-- Wiesz, ja bym chciala przepis na te ciastka z orzechami, ale tylko pod warunkiem, ze to nie jest skomplikowane.
-- Hahaha gdyby TO bylo skomplikowane to JA tez bym ich nie piekla. Stardust cala praca przy ciastkach trwa 10 min. tyle ile potrzeba do nagrzania piekarnika.
-- Dawaj.
I w ten oto sposob dostalam przepis, a dzis z nudow postanowilam upiec pierwsze w moim zyciu ciastka.
Tak, tak wcale nie przesadzam, nigdy w zyciu nie pieklam ciastek.

Koronkowe ciasteczka z orzechami
ok 70g masla (pisze ok, bo moj przepis opiewa na 1/2 stick of butter, a nie kazde maslo jest pakowane tak jak tutaj, wiec zwazylam dokladnie bylo 68g)
1/3 cup cukru
2 lyzki stolowe syropu z agawy (w oryginale jest syrop kukurydziany, ale ja sie gniewam na kukurydze)
1/3 cup maki
1 cup posiekanych drobno orzechow (niekoniecznie pecans, moga pewnie byc kazde inne)
1 lyzeczka esencji waniliowej

Wlaczyc piekarnik na 180C
Maslo, cukier i syrop podgrzac na malym ogniu do rozpuszczenia, zagotowac i zdjac z ognia. Dodac make i orzechy dobrze szybko wymieszac i wykladac lyzeczka male kleksy ciasta na wylozona pergaminem blache zachowujac odleglosc ok 5cm miedzy kleksami. Piec w temp. 180C przez 10-12 min w zaleznosci od piekarnika. Wystudzic i ... to wszystko:)))

Ciastka sa pyszne, kruche i nie za slodkie.
Lece wchlonac nastepne:)))

Znow musialam

Zupelnie nie bylo co robic wczoraj, wiec z nudow zrobilam kotlety schabowe, zapiekane.
Juz kiedys pisalam o takich, wtedy robionych na predce z absolutnej koniecznosci, zeby cos wrzucic na ruszt. Tym razem sie troche bardziej przylozylam, ze tak powiem gotowalam z sercem i "dopiescilam" kazdy kotlet podlewajac winem i posypujac dodatkowo suszonymi zurawinami.

Schabowe pieczone z jablkiem
kotlety schabowe
jablka
suszona zurawina
cebula
troche czerwonego wina
sol, pieprz do smaku
sok z cytryny

Nie podaje ilosci, bo to wszystko zalezy od ilosci kotletow a cala reszta jest "na oko".
Kotlety posolic, popieprzyc, skropic sokiem z cytryny, wrzucic na rozgrzana patelnie z odrobina oliwki. Szybko zrumienic na obie strony i przelozyc do naczynia zaroodpornego. Na patelnie wrzucic posiekana cebule, zrumienic, dodac pokrojone w osemki jablka i garsc zurawiny podlac winem. Przykryc pokrywka i poddusic ok 2-3 min.
Zawartosc patelni rozlozyc na kotletach, naczynie przykryc pokrywka lub folia aluminiowa i wstawic do nagrzanego piekarnika. Piec w temp. ok. 200C przez 45-50 min. w zaleznosci od piekarnika.
Voila!!! gotowe.

Friday, December 4, 2009

Jesienny deser

Jesienia w wiekszosci kuchni kroluja jablka, za ktorymi ja akurat nie przepadam. Szarlotki nie lubilam od dziecka, nawet nie potrafie powiedziec czemu. Teraz tez jak zjem kawalek szarlotki raz na rok, to mi zupelnie wystarcza.
Natomiast bardzo lubie gruszki, zjadam je same, dodaje do salatek i czesto tez wykorzystuje do deserow.
Nie bylo wiec wielka niespodzianka, ze tym razem na dziekczynny deser znow wybralam gruszke.

Stardustowa gruszka

gruszki - ilosc zalezna od ilosci osob, ja licze pol gruszki na osobe.
Port, lub inne slodkie ciezkie wino
laska cynamonu
3 lyzki cukru brazowego
4 gozdziki
platki migdalowe i pestki granatu do dekoracji.

Gruszki obrac, przekroic na pol i wydrazyc srodek. Do plaskiego duzego rondla lub patelni wlac wino, wrzucic kolejne 3 skladniki i zagotowac. Zmniejszyc ogien i ulozyc plasko gruszki.
Gotowac na malym ogniu ok. 30 min przewracajac je delikatnie na obie strony co 5 min tak aby nabraly rownomiernego koloru i byly lekko miekkie ale na tyle sztywne, zeby daly sie latwo przeniesc na talerz.
Po wyjeciu gruszek usunac tez gozdziki i cynamon a wino gotowac, az powstanie gesty syrop.
Podawac na talerzach deserowych przekrojem w dol i kazda gruszke polac gestym syropem i posypac platkami migdalow oraz pestkami granata. Oczywiscie zamiast granata moga byc rodzynki lub suszone zurawiny.

Thursday, December 3, 2009

Zapiekanka warzywna z serem

Kolejnym hitem ostatniego Thanksgiving byla zapiekanka z warzyw.
Jest to bardzo prosta, ale atrakcyjnie wygladajaca kombinacja polaczenia ziemniaka, pomidora i cukinii.

Zapiekanka warzywna z serem

2 duze lub 3 srednie cebule pokrojone w plastry

3 zabki czosnku
1/2 kg mlodych nieobranych ziemniakow
1/2 kg zielonej cukinii
75 dkg pomidorow
tymianek jesli mozna swiezy lub suszony
10dkg tartego sera Gruyere lub Cheddar lub innego zoltego sera jaki lubimy.

Blaszke lub naczynie zaroodporne wielkosci ok 23x33cm wysmarowac oliwka.

Na patelni z olejem podsmazyc na zloty kolor cebule i zmiazdzony czosnek.
W miedzyczasie przygotowac reszte: ziemniaki, pomidory i cukinie umyc i pokroic w plastry, pamietajac aby plastry ziemniakow byly ciensze niz cukinii i pomidorow, wtedy sie rownomiernie beda zapiekac.
Podsmazona cebule wylozyc na dno przygotowanego naczynia a nastepnie ukladac w rzedach naprzemian plaster ziemniaka, pomidora i cukini, znow ziemniak, pomidor i cukinia tak aby plasterki na siebie zachodzily.
Kupujac warzywa nalezy pamietac aby pomidory, ziemniaki i cukinia byly mniej wiecej tej samej srednicy.
Ja ukladam wazywa dosc ciasno jedna warstwe.



Posolic, popieprzyc, dodac tymianek, skropic oliwka przykryc folia aluminiowa i zapiekac w uprzednio nagrzanym piekarniku w temp. 200C ok 35-40 min.
Odkryc posypac startym serem i zapiekac nastepne 30 min bez przykrycia.
Podawac gorace.



Przepis w/g Iny Garten "Barefoot Contessa"

Slodkie ziemniaki

Chyba nikt nie wyobraza sobie dziekczynnej uczty bez slodkich ziemniakow. Problem w tym, ze ja do slodkich ziemniakow nigdy nie mialam przekonania. Jedynie placki ziemniaczane robione z mieszanki slodkich i normalnych ziemniakow (pol na pol) mi smakuja, ale kto by smazyl placki ziemniaczane w Thanksgiving? To swieto jest wystarczajaco skomplikowane, ze trzeba wszystkie dania podac za jednym razem i wszystkie na cieplo, wiec placki odpadaja.
Probowalam kilka razy robic rozne wersje zapiekanek, ale nigdy nie bylam nimi zachwycona.
W ubieglym roku zrezygnowalam zupelnie z obecnosci slodkich ziemniakow na dziekczynnym stole. Ale tym razem postanowilam sprobowac jeszcze raz. I ten przepis okazal sie hitem wieczerzy!

Zapiekanka ze slodkich ziemniakow z bananami
5 slodkich ziemniakow sredniej wielkosci
4 banany w skorce
120g masla o temperaturze pokojowej
1/4 cup miodu
szczypta soli
Na kruszonke
120g masla
1/2 cup maki
3/4 cup brazowego cukru
1.5 cup siekanych orzechow peacans (nerkowce)

Nagrzac piekarnik do temp. 180C. Ziemniaki dobrze wymyc i podpiec na blaszce w piekarniku, kiedy ziemniaki beda prawie miekkie dodac do nich na te sama blache banany w skorkach.
Piec az skorka bananow bedzie ciemnobrazowa.
Wyjac, ale nie wylaczac piekarnika. Ostudzic ziemniaki i banany na tyle, aby dalo sie je wyskrobac ze skory i ciepla pulpe ziemniaczana i bananowa wrzucic do miski.
Dodac maslo i miod oraz szczypte soli i wszystko wymieszac ubijajac na pulchna mase.
Przelozyc do zaroodpornego naczynia, wyrownac powierzchnie.
Teraz z maki, brazowego cukru, masla i nerkowcow przygotowac kruszonke i wysypac ja rownomiernie na mase ziemniaczano-bananowa.
Piec w temp. 180C ok. 20 min az kruszonka bedzie lekko brazowa i twarda.


Podawac na goraco, jako dodatek do dania glownego. Zapiekanka jest slodka i rowniez swietnie nadaje sie na deser.

Przepis z kolekcji Tyler'a Florence

Wednesday, December 2, 2009

Stuffing czy dressing?

Odwieczny amerykanski dylemat zwiazany ze swietem Thanksgiving to nazwa nadzienia do indyka. Teoretycznie "stuffing" to cos co powinno sie wpakowac do ptaszydla, ale poniewaz nadziane ptaszydlo piecze sie duzo dluzej i zachodzi ryzyko niedopieczenia i wzrostu bakterii to najczesciej nadzienie piecze sie osobno i wtedy niektorzy nazywaja je "dressing".
Mnie tam wsio ryba, wazne zeby bylo, zeby bylo smaczne i co roku inne.
Na szczescie pomyslow na nadzienie jest od groma i ciut ciut, wiec jest w czym wybierac, przebierac i kombinowac. Tradycyjne, najbardziej popularne nadzienie to chleb i warzywa, czasem dodatek surowej wloskiej kielbasy. Mniej tradycyjne to wszystko co mozna polaczyc w ladna kombinacje smakowa. Ja tam wiadomo do tradycjonalistow nie naleze, wiec w tym roku wybor padl na bardzo lekkie nadzienie z wiejskiego chleba i zielska zwanego - kale.
Nie wiem jak sie kale nazwya po polsku, wiec zamieszczam link do angielskiej wikipedii z nadzieja, ze ktos zielsko pozna i mnie uswiadomi w kwestii polskiego nazewnictwa
http://en.wikipedia.org/wiki/Kale

Nadzienie z chleba, kale i pinioli

1 bochenek (500g) wiejskiego chleba
2 lyzki stolowe oliwy z oliwek EV (extra virgin)
4 zabki rozgniecionego czosnku
60g masla
1/3 cup piniolii
2 cups cebuli posiekanej w kostke
6 cups lisci kale pokrojonych w duze kawalki
1 lyzka stolowa swiezego tymianku
2 cups wywaru z indyka, lub kurczaka
1/3 cup suszonych zurawin
1/2 lyzeczki otartej skorki z cytryny

Chleb pokoric w kromki, odciac skorke i pokroic w duza (2cm) kostke, skropic oliwka wymieszana z czosnkiem i zrumienic w piekarniku na grzanki. Przelozyc do duzej miski.
Na duzej patelni rozgrzac lyzke masla i dodac piniole, podsmazyc az do delikatnego zbrazowienia. Lyzka z dziurkami wyjac piniole i dodac do grzanek z chleba.
Do patelni dodac reszte masla i cebule, smazyc az do zbrazowienia, dodac pokrojone liscie kale, tymianek. Smazyc az liscie zmiekna i wszystko przelozyc do miski z grzankami.
Do patelni wlac wywar z indyka lub kurczaka, podgrzac i cieply wywar dolewac do grzanek w czasie wyrabiania, dodac zurawiny i skorke z cytryny. Calosc ma byc wilgotna ale nie rozciapana;))
Przelozyc do naczynia zaroodpornego wysmarowanego maslem i zapiec bez przykrycia przez 30 min. w temp. ok 170C.
Niestety nie zrobilam zdjecia samego nadzienia, ale za to dysponuje zdjeciem mojego dziekczynnego talerza z indykiem i wszystkimi dodatkami i tu widac nadzienie.

Nadzienie na tym zdjeciu jest na dole, widac kawalki grzanek i liscie kale, niestety inne dodatki sa niewidoczne.

Tuesday, December 1, 2009

Sierota kapuscianej rodziny

Mowa o brukselce, oczywiscie, bo jak wiele osob lubi roznego rodzaju kapuste, tak brukselka jest bardzo rzadko lubianym warzywem. Ja lubie, ale nie powiem, moge zyc bez i zyje, bo brukselke robie w zasadzie raz do roku i wtedy staram sie przyrzadzic ja w jakis atrakcyjny sposob, zeby jej nikt nie omijal.
Pamietam kilka lat temu "rozebralam" kazda zblanszowana brukselke na pojedyncze listki i podalam ledwie podgrzana na oliwce z duza iloscia czosnku. Byla pyszna, ale juz nigdy wiecej nie wynajme sie do takiej roboty, czasy Kopciuszka minely bezpowrotnie:))
W tym roku znalazlam w Bon Appetit nastepujacy przepis.

Brukselka z kasztanami i zurawina
1/2 cup apple cider (nieprzetworzony sok jablkowy)
1/2 cup suszonej zurawiny
1kg brukselki juz oczyszczonej z pierwszych listkow
2 lyzki stolowe oliwki z oliwek
150g kasztanow
5 lyzek stolowych masla
2 lyzki stolowe octu balsamicznego
sol, pieprz do smaku

Zagotowac apple cider w malym rondelku, zdjac z ognia i wrzucic zurawine. Moczyc przez ok. 30 minut.
Uzywajac food processor albo mandoline zszatkowac brukselke.
Rozgrzac oliwke na glebokiej patelni, wrzucic posiekane kasztany, smazyc mieszajac przez ok. 3minuty. Wyjac kasztany do osobnej miski, a na patelnie wlozyc brukselke, dodac maslo i podgrzewac mieszajac do czasu kiedy brukselka zacznie lekko mieknac, ale nie straci koloru.
Dodac zurawine razem z sokiem i podgrzewac ciagle mieszajac az polowa soku wyparuje.
Na koniec dodac ocet balsamiczny, sol i pieprz do smaku. Podawac na cieplo.