Nigdy nie lubilam zup, pamietam jak musialam je jesc i siedzialam nad talerzem zupy pol dnia i wybieralam lyzka na brzeg talerza kazdy skrawek piertuszki czy gotowanej cebuli. Przy gotowanej cebuli mam odruch wymiotny do dzis, zreszta do dzis nie przepadam za rozgotowanymi na smierc warzywami.
Przez wiele lat doroslego zycia unikalam zup jak ognia. Czasem tylko gotowalam rosol, pomidorowa i jak Potomek zakupil kiszone ogorki to musialam zrobic ogorkowa (jego ulubiona).
Wartosc zup jako szybkiego i latwego posilku zaczelam doceniac dopiero kilka lat temu, szczegolnie w zimowe wieczory, kiedy wracamy pozno z pracy, zupa stanowi szybki, cieply i lekki posilek.
Wiec jesienia gotuje zupy, gotuje je w wielkich garach i zamrazam porcje na jeden raz, w ten sposob nie musze gotowac codziennie, bo zawsze znajdzie sie jakis pojemnik, ktory uratuje kolejny zimowy wieczor.
2 lata temu pojechalam z wizyta do E. i jak przyszedl czas posilku, to ja oczywiscie chcialam do restauracji, ale E. spojrzala na mnie karcacym wzrokiem i powiedziala:
--
Nie bedziemy chodzic do restauracji codziennie. Patty (corka E.) wiedzac o tym, ze przyjezdzasz i ze ja nie jestem dobra kucharka ugotowala mi zupe i dzis wlasnie ja zjemy.
Nie bylam zachwycona taka perspektywa, ale bylam glodna i nie wypadalo mi oponowac. Zreszta nikt o zdrowych zmyslach nie dyskutuje z E. zwlaszcza jak dyskusja zaczyna sie od karcacego wzroku.
E. poszla do kuchni zeby zagrzac zupe, a ja staralam sie jak moglam przygotowac psychicznie na najgorsze.
Wkrotce talerz goracej zupy wyladowal na stole. Sprobowalam jedna lyzke, druga i zanim skonczylam swoja porcje poprosilam o dokladke.
--
Alez oczywiscie ze mozesz dostac dokladke, tylko sama sie obsluz.
Moja radosc siegnela zenitu jak zobaczylam, garnek z zupa jest calkiem pokaznych rozmiarow i prawie pelny smakowitej zupy.
Zanim wyjechalam, to oczywiscie poprosilam o przepis i od tamtej pory jest to nasza ulubiona zupa, ktora obowiazkowo musze gotowac kazdej jesieni i to dwa razy, bo Potomek tez chetnie zabiera swoja dzialke.
Zupa oczywiscie zostala honorowo ochrzczona imieniem autorki:
Jesienna Zupa Patty:
1kg wloskiej kielbasy (ja uzywam ostra z papryczka chilli i czosnkiem
750g miesa mielonego
1 glowka kapusty wloskiej (moze tez byc zwykla)
2 papryki surowe
1 duza, lub 2 mniejsze cebule
butelka soku pomidorowego (ok. 0.350l)
butelka soku warzywnego V-8 (ok. 0.350l
Z braku wloskich kielbasek mozna uzyc biala surowa kielbase i dodac ostre przyprawy, lub jakis ostry sos.
Gotowanie zaczynamy od wrzucenia miesa i wycisnietych z otoczek kielbasek do duzego garnka. Osobiscie polecam ciezkie zeliwne garnki, bo ja w takich wlasnie uwielbiam gotowac, ale kazdy garnek jest dobry;)
Mieso zbrazowic rozbijajac na drobne kawalki, odlac wytopiony tluszcz i dodac posiekana w kostke cebule i papryke. Calosc gotowac az papryka zmieknie, dodac poszatkowana kapuste, zalac sokami i zagotowac. Nastepnie zmniejszyc ogien i gotowac na malym ogniu przez nastepne 2-3 godz. lub do czasu, az wszystkie skladniki sa miekkie i ladnie polaczone.
W razie potrzeby doprawic sola i pieprzem, ale zupa jest stosunkowo ostra i taka wlasnie ma byc.
Podawac z chlebem lub bez, ale na pewno warto byc przygotowanym na dokladki:))
Zdjecia sciagnelam z WZ, bo tym razem nie robilam zdjec w czasie gotowania, a ostatnie zdjecie jest autorstwa Aloiram, uzytkowniczki WZ, ktora zupe rowniez gotowala.